Karen Armstrong: Pola krwi. Religia i przemoc
Zastanawiając się dziś nad ludzką skłonnością do przemocy, Armstrong przytacza słowa Chrisa Hedgesa, korespondenta wojennego „New York Timesa”: „Wojna sprawia, że świat staje się zrozumiałym, czarno-białym obrazem, na którym są «oni» i jesteśmy «my». Jest ona stanem zawieszenia myśli, szczególnie samokrytycznych. Wszystko jest nieważne w obliczu wspólnego wysiłku. Jesteśmy jednym. Większość z nas chętnie akceptuje wojnę, dopóki jesteśmy w stanie objąć ją systemem wierzeń, który przedstawia wynikające z niej cierpienie jako konieczność do osiągnięcia wyższego dobra, ponieważ istoty ludzkie nie poszukują wyłącznie szczęścia, ale też sensu. Tragiczne jest jednak to, że wojna to niekiedy najpotężniejszy środek w ludzkiej społeczności uniemożliwiający odnalezienie sensu”.
Właściwie każde zdanie tego cytatu dotyczy też religii. Jeśli racji nie miał nawet Burkert, twierdzący, że religia jest produktem przemocy, ich współwystępowanie w historii jest zbyt uderzające, by schludnie je rozdzielić.
Może są dwiema wmontowanymi w człowieka potrzebami? Może dysponują podobną siłą kształtowania świata? Może ich związek wynika nie z wewnętrznych powinowactw, ale raczej ze sposobu, w jaki oddziałują na ludzi? Jak miłość i nienawiść obie są potężnymi generatorami sensów, z którymi zetknięcie jest nieodwracalne?
Joanna Tokarska-Bakir, Czy religia jest zła”, „Książki. Magazyn do czytania” 1/2017
Od Gilgamesza do bin Ladena – niebezpieczne związki religii i polityki. Coraz wyraźniejszy czynnik religijny we współczesnych konfliktach politycznych świadczy przeciwko tym, którzy jeszcze niedawno wieszczyli śmierć boga. Choć świat zachodni od czasów oświecenia hołduje idei świeckiego państwa, okazuje się, że rację miał Gandhi, twierdząc, iż nie wiedzą, co religia oznacza, ci, którzy mówią, że nie ma ona nic wspólnego z polityką.
Autor: Karen Armstrong
Tytuł: Pola krwi. Religia i przemoc
Przekład: Ryszard Zajączkowski
Wydawnictwo: W.A.B.
Miejsce wydania: Warszawa
Rok wydania: 2017
Ilość stron: 672
Przemoc, jakby nie zabrzmiało to okrutnie, przerażająco może, ma również swe jasne strony i dobre skutki. Nie, nie przestaje być nigdy złem, krwawym i mrocznym zasiewem, brudnym i strasznym świecidłem. Ale jednocześnie, obnażając przedpotopowy jeszcze rdzeń albo korzeń naszego biologicznego trwania, nasz „stary” czy „gadzi” mózg, prowadzi nierzadką, jakby wbrew sobie samej, w przestrzeń pewnego dobra. I potrafi ostatecznie stać się drogą ku miejscom, w których będzie nam bezpieczniej, dostatniej, po prostu lepiej. Paradoks zatem Mefistofelesa z Fausta – skarżącego się na fatalność siły przewrotnej, „która wiecznie zła pragnąc, wiecznie dobro czyni” – jest także udziałem człowieka. Ale też jest on udziałowcem i demiurgiem przeciwnego zgoła paradoksu: prąc bowiem ku dobru, często zło sprawia.
Książka Karen Armstrong wkracza bez ustanku w mechanikę owego dialektycznego sprzężenia, wywracając na nice, niejednokrotnie w sposób radykalny, liczne nasze stereotypy i obalając obiegowe, fałszywe mniemania na temat więzi pomiędzy religią a przemocą. Odsłania przypisane tej więzi prawdy, których często nie chcieliśmy znać.
Zbigniew Mikołejko, Paradoksy wiary i przemocy, „Nowe Książki” 5/2017
Dodaj komentarz