Dariusz Bitner: Wciąż jesień, czyli inne majaki cynamonowe
Żyjący i tworzący na uboczu naszego skomercjalizowanego życia literackiego Dariusz Bitner to jeden z najbardziej utalentowanych pisarzy średniego pokolenia, a pewnie nawet najbardziej utalentowany. Tyle że uświadomienie sobie tego dla osób dysponujących jakąś wrażliwością i poczuciem odpowiedzialności za to, co robią, musiałoby być w pewnym sensie bolesne, bo zaraz za nim powinna pojawić się konstatacja, że jest to talent najbardziej zmarnowany w naszej literaturze, bezmyślnie zlekceważony przez tych, którzy odgrywają kluczową rolę w dzisiejszym systemie kreowania pisarskich wielkości. Jego stosunek do literatury jest otwarty i bezkompromisowy, co widać choćby w eseistycznych partiach tej książki – sięga, gdzie chce, odwołuje się, do kogo chce, i gwiżdże na opinie innych, na to, co wypada, a czego nie. Na to, co jest ciężarem polskiej literatury, czyli na jej romantyczne i pozytywistyczne korzenie, przymus służenia narodowi i tradycji. Bitner odrzuca takie zobowiązania, ale też nie chce dać się ogłupić i przejść na obszar, na którym tworzona jest literatura rozrywkowa, która siłą rzeczy na ogół nie bierze na siebie takich zobowiązań. On jest artystą słowa i tyle. Artystą bezprzymiotnikowym. Deklaruje nawet coś, co z trudem zmieści się w głowach większości zainteresowanych literaturą, że prawda nie jest w niej ważna, bo „twórczość wszelaka to wielka manifestacja subiektywizmu”! Niby banał, ale jakoś jednak dla wielu trudno przyswajalny. Dlatego Bitner tak jest zafascynowany baśniowością i dlatego tak głęboko przeżył prozę Jorge Luisa Borgesa, z którym się zresztą w swojej książce rozlicza bezlitośnie, a nawet z gniewem, bo dochodzi do wniosku (moim zdaniem słusznego), że Borges go oszukał swoim pisarstwem.
Kiedy teraz się zastanawiam, dlaczego Bitner, autor bardzo zmysłowej, często przesyconej erotyzmem prozy, czuł się przez lata tak blisko związany z kostycznym, aseksualnym pisarstwem Borgesa, nasuwa mi się tylko taki ważny powód: osobność. Widać to właśnie wyraźnie we Wciąż jesień. Jest to bowiem powieść/opowieść o życiowym rozliczeniu, o witaniu się ze starością. O dojściu do tego momentu w życiu, w którym można napisać, jak autor tej książki: „Oto stanąłem u kresu drogi, to bez wątpienia dobry czas, by ostatecznie otrząsnąć się z urojeń i obsesji dawnych lat, zwłaszcza tych najodleglejszych”. I otrząsa się, stronica po stronicy, tekst po tekście. Bez litości dla narratora książki (czytaj: dla siebie), bez znieczulenia wkładając palec po kolei w rany, jakie zadał mu los.
Leszek Bugajski, Znów na początku drogi, w: „Twórczość” 5/2017 (fragment)
Autor: Dariusz Bitner
Tytuł: Wciąż jesień, czyli inne majaki cynamonowe
Wydawca: PrintGroup
Miejsce i data wydania: Szczecin 2016
Liczba stron: 280
ISBN: 9788361350989
Więc nie tylko wiem od pewnego czasu, ale i godzę się z prawdą wynikającą z tej wiedzy, że prawdziwym celem pisania – jak możemy wyczytać u Pechmanna, jak mogłem usłyszeć od Berezy – nie jest i nigdy nie powinno być uznanie czy popularność. W konsekwencji tego myślenia należy unikać przemysłu literackiego, ukrywać swoją pracę twórczą i nie zapomnieć nigdy, że choćby spod mego pióra wyszła najwspanialsza książka – i tak popadnie kiedyś w zapomnienie. Niezależnie od czegokolwiek. Rozsypie się w pył, bo jest jedynie pyłem.
Literatura – nie zapomnieć – to cmentarzysko, a pisarstwo to jedyna profesja, w której łaknie się przede wszystkim pochówku i myśli jedynie o pięknym, wystawnym nagrobku, najlepiej od razu grobowcu. Ci, którym udaje się postawić go za życia – są spełnieni. A jednocześnie przedwcześnie martwi.
Dariusz Bitner
Dodaj komentarz