John Irving, Aleja tajemnic (fragmenty)

Irving John - Aleja tajemnic5
„Przed miłością, śliczna różo,
Nie obronisz się podróżą”.
William Shakespeare, Wieczór trzech króli,
w przekładzie Stanisława Barańczaka

5. Żaden nie strąci wiatr

68
– On chyba pisał… Wyobrażasz sobie, pisać przez sen! – zawołała Miriam.

W duchu znów był czternastolatkiem i koło furgonetki Rivery właśnie zmiażdżyło mu prawą stopę. Czuł ciepło kolan Lupe na karku i z tyłu głowy. Guadelupe na desce rozdzielczej bujała się na wszystkie strony, jakby coś obiecywała, zupełnie jak Miriam i jej córka Dorothy. (One przecież stały spokojnie!).
Ale pisarz nie mógł się odezwać; siedział z zaciśniętymi zębami i ustami, jakby nadal się powstrzymywał, by nie krzyczeć z bólu i nie rzucać głową na kolanach siostry, której od dawna nie miał.

6. Seks i wiara

80
Ale znów nie mógł nic wydusić. Był seksualnie i emocjonalnie pobudzony; za sprawą szalejącej w jego ciele adrenaliny nie zdołał opanować łez ani żądzy. Tęsknił za wszystkimi, których znał kiedykolwiek, i do tego stopnia pragnął Miriam i Dorothy [matkę i córkę], że nie umiałby wskazać, którą woli.

8. Dwie prezerwatywy

95
Czy można wierzyć w sny pisarza? W snach Juan Diego mógł wyobrażać sobie, co myślał i czuł brat Pepe. Ale z czyjego punktu widzenia mogły mieć znaczenie sny Juana Diego? (Na pewno nie z punktu widzenia Pepe).
96
Pisarz wziął w nim górę: umiał skupić się na długofalowym zadaniu, nigdy nie lubił krótkiej formy.

9. Jeśli chcecie wiedzieć

114
W przeszłości czuł się jak w domu i miał najpewniejsze poczucie tego, kim jest – nie tylko jako prozaik.
118
– Podobnie jak w pańskim przypadku, doktorze Vargas – zaczął Edward Bonshaw, przezornie cofając rękę – moja wiara bywała nękana wątpliwościami.
– Nigdy nie byłem wierzący, więc nie miałem tego problemu – odparł Vargas; mówił po angielsku z akcentem, ale poprawnie, co do tego nie było wątpliwości. – Właśnie to lubię w rentgenie, Juanie Diego – ciągnął swoją poprawną angielszczyzną. – Rentgen nie jest duchowy; ba, jest o wiele mniej dwuznaczny niż mnóstwo czynników, które w tej chwili przychodzą mi do głowy. Zjawiasz się u mnie ranny, z dwoma jezuitami. Przyprowadzasz siostrę wizjonerkę, a ta, jak twierdzisz, zna się lepiej na przeszłości aniżeli przyszłości. Towarzyszy ci szanowny el jefe, szef wysypiska, który opiekuje się tobą i cię przejeżdża. (Na szczęście mówił po angielsku, bo Rivera miał wystarczające wyrzuty sumienia). Tymczasem rentgen pokazuje nam, jak niewiele możemy dla ciebie zrobić. Mówię z medycznego punktu widzenia, Edwardzie – dorzucił Vargas, patrząc przy tym nie tylko na Edwarda Bonshawa, ale także na brata Pepe. – Co do bożej pomocy… cóż, pozostawiam to wam, jezuitom.

10. Bez kompromisów

130
Jak miało potwierdzić prześwietlenie, na jego stopę nie było rady. Zostanie taka, jaka jest: spłaszczona, ale z dopływem krwi, i wykręcona na bok. Na zawsze. I żadnych fikołków na razie, zaznaczył doktor Vargas. Najpierw wózek, potem kule, wreszcie kuśtykanie. (Życie kaleki polega na obserwacji, jak inni robią to, co mu nie dane, niezła opcja dla przyszłego pisarza).

11. Samoistny krwotok

142
Dziewczynka nie tylko powtarzała, często w niestosownej sytuacji, No es buen momento para un terremoto – czyli „To niewłaściwa chwila na trzęsienie ziemi” – ale wbrew wszelkim zasadom logiki marzyła o trzecim trzęsieniu, które zniszczyłoby miasto oraz sto tysięcy mieszkańców, choćby z powodu smutku samobójcy z Marquéz del Valle albo niewybaczalnego zachowania baloniarza, zatwardziałego mordercy psów.

12. Ulica Zaragoza

155
– Czy ja wyglądam jak wasza matka? – spytała Flor. Była transwestytą.

14. Nada

194
Doskonale zdawał sobie sprawę, że powinien blokować adrenalinę, ale odczuwał jej brak w swoim życiu – i jej łaknął.
198
– Witajcie, dzieci – powiedział Juan Diego, jakby na nie czekał. (Zbieracz pozostanie zbieraczem, los pepenadores sortują odpadki jeszcze długo po tym, gdy zaprzestaną poszukiwań aluminium, szkła i miedzi).
199
– Byłem dzieckiem wysypiska, Bienvenido – uściślił Juan Diego. – Razem z siostrą. Byliśmy niños de la basura. Dorastaliśmy w basurero, tam mieszkaliśmy. I trzeba było nam zostać… potem wszystko się posypało.
200
– W mieście Meksyk jest taka ulica… – zaczął Juan Diego. Przymknął oczy, po czym szybko je otworzył, jakby nie chciał/
201
jej oglądać. – Chodzą tamtędy pielgrzymi… tamtędy prowadzi droga do sanatorium – ciągnął coraz wolniej, jakby ta droga wiele go kosztowała.
– Jakiego sanktuarium? Na jakiej drodze? – wypytywał Bienvenido, ale Juan Diego siedział z zamkniętymi oczami, może nie dosłyszał. – Juanie Diego? – rzucił szofer pytająco.
Avenida de los Misterios – odpowiedział Juan Diego z zamkniętymi oczami, łzy płynęły mu po twarzy. – Aleja tajemnic.

15. Nos

203
Większość dzieci wysypiska to ludzie wierzący; może trzeba w coś wierzyć, gdy się widzi tyle wyrzuconych rzeczy. A Juan Diego wiedział to, jak wszystkie dzieci wysypiska (i sieroty): każda wyrzucona rzecz, każdy niechciany przedmiot, niechciana osoba, mogły być kiedyś potrzebne – lub nadal byłyby potrzebne, w innych okolicznościach.
208
– To sprawka wstrętnej Maryi! – krzyknęła Lupe do señora Eduardo. – Wasza Najświętsza Panienka zabiła naszą matkę! Wystraszyła ją na śmierć! – Juan Diego bez wahania to przetłumaczył.
209
Sny wycinają to, co zbyteczne, nie mają litości dla szczegółów. Zdrowy rozsądek nie dyktuje tego. Zdrowy rozsądek nie dyktuje tego, co pominięte lub zachowane we śnie. Bywa, że dwuminutowy sen przeciąga się w nieskończoność.
211
Sny tak mają: podobnie jak Kościół rzymskokatolicki wchłaniają rzeczy, zawłaszczają to, co do nich nie należy.

Jeśli chodziło o dzieci, ich zdaniem sekcja Esperanzy była zbędna. Zawsze Dziewica przestraszyła ją na śmierć; co więcej, zrobiła to specjalnie.

16. Król zwierząt

230
Co do Namiętności Jeanette Winterson, Juan Diego uwielbiał tę powieść; czytał ją dwa lub trzy razy i wciąż do niej wracał. Nie opowiadała o ognistym romansie między kobietami, lecz o historii i magii, w tym nawykach żywieniowych Napoleona i dziewczynie o zrośniętych błoną palcach u stóp – on też lubiła się przebierać. Była to opowieść o smutku i niespełnionej miłości. Za mało krzepiąca, by wyjść spod pióra Clarka Frencha./
231
Juan Diego zakreślił swoje ulubione zdanie w powieści: „Religia leży gdzieś pomiędzy wiarą a seksem”.
233
– Ten pisarz to mistrz fatum! – zakomunikował Clark French z przedniego siedzenia.
241
W Circo de la Maravilla szarzało i artyści przygotowywali się do występów. Przybysze tworzyli dziwną zbieraninę: jezuita, który się biczował, prostytutka transwestyta po przejściach w Huston i dwoje dzieci z wysypiska śmieci.

17. Sylwester w Encantadorze

250
Zdarzało mu się pisać o trwalszych, bardziej złożonych i różnorodnych związkach niż te, jakich sam zaznał. Jego czytelnicy – ci, którzy go nie znali – mogliby nabrać błędnego przeświadczenia, że wiedzie bujny życie erotyczne: w jego powieściach nie brakowało homo- i biseksualnych ekscesów oraz starych, dobrych relacji heteroseksualnych. Jego twórczość była wyuzdana dla zasady, niemniej jednak zawsze mieszkał sam, a „stary, dobry” aspekt jego heteroseksualizmu był tym, który najlepiej odzwierciedlał stan rzeczywisty./
251
Przypuszczał, że jest dosyć nudnym kochankiem. Przyznawał bez bicia, iż jego tak zwane życie erotyczne istniało głównie w wyobraźni – jak teraz, pomyślał z żalem.
262
(…) gekony są czujne jak ważki. (Jeśli jesteś gekonem i życie ci miłe, lepiej miej się na baczności).

19. Cudowny chłopiec

280
W ogóle aspekt inspiracji stał się głównym motywem twórczości Juana Diego. Historia zapoczątkowana przez Matkę Boską, jego „indyjska” powieść, opowiadała o tym, skąd „bierze się” wszystko – w tej książce, podobnie jak w dzieciństwie i wieku dorastania Juana Diego, wiele „wzięło się” z jezuitów lub cyrku. Lecz żadna z powieści Juana Diego Guerrero nie działa się w Meksyku i nie występowali w nich Meksykanie (ani Meksykanie amerykańskiego pochodzenia). „Kawał solidnej prozy nie może opierać się na prawdziwym życiu”, powiedział kiedyś. „Dobre postaci w książkach są o wiele ciekawsze niż znane nam osoby”, dodał. „Łatwiej zrozumieć ich pobudki, są bardziej stałe i przewidywalne. Żadna dobra powieść nie jest bałaganem, w przeciwieństwie do tak zwanej codzienności. W dobrej powieści wszystko, co istotne dla fabuły, ma gdzieś lub w czymś początek”.
Tak, powieści Juana Diego „brały się” z jego dzieciństwa i dorastania – stamtąd pochodziły lęki, one zaś tkwiły u źródła jego fantazji. To wcale nie znaczy, że pisał o sobie lub tym, co go spotkało w dzieciństwie i okresie dojrzewania – bynajmniej. Jako pisarz Juan Diego Guerrero wyobrażał sobie to, czego się obawiał. Nigdy nie wiadomo do końca, skąd „bierze się” prawdziwy człowiek.
290
– Wiem tylko, że tam, na górze, nie utykałbym, chodząc – odrzekł. Czuł, że narasta w nim decyzja.
292
[Diego:] – Pokażcie mi kuternogę, który nie chce chodzić bez utykania. A na dodatek jeśli mógłby robić chodzeniem furorę? Podniebni akrobaci byli oklaskiwani, podziwiani, wręcz uwielbiani – za przejście głupich szesnastu kroków.
294
Namiot nie namiot, dzieci z wysypiska miały przeczucie, że treser zawsze wchodzi bez pukania.
296
– Na miłość boską, tylko uważaj, co mówisz! – syknął.
– Ty musisz uważać – przypomniała mu Lupe. – Nikt nie wie, co mówię, zanim nie przetłumaczysz.

20. Casa Vargas

298
Ależ el gringo bueno kochał Ulice Laredo – mógł śpiewać przez sen!
307
Co do Flor – któż może wiedzieć, co sobie myślała? „Według mnie jesteś bardzo miłym papugą”, powiedziała do misjonarza. „Szkoda, że Cię nie poznałam, kiedy byłam młodsza. Pomoglibyśmy sobie nawzajem przebrnąć niejeden szajs”.
311
Zdrowa stopa sprawiała mu problemy: wyślizgiwała mu się z pętli i była za słaba, żeby utrzymać jego ciężar pod nienaturalnym kątem prostym.
319
W co wierzył Juan Diego, teraz i wtedy? Widział, na co stać duchy. Czy posąg faktycznie ożył, czy chłopcu się zdawało? Do tego dochodziła sztuczka z nosem, czy jak tam ją nazwać. Niektóre niewyjaśnione rzeczy dzieją się naprawdę.

21. Pan idzie pływać

324
Sukub – właśnie! Sukuby to złe duchy w kobiecej postaci, które ponoć uprawiają seks ze śpiącymi mężczyznami.
327
(…) fakt, Miriam była z nich dwóch najładniejsza. (I bardziej aktualna erotycznie).

Odeszli wszyscy ludzie, których kochał – wszyscy najdrożsi, którzy odcisnęli na nim ślad.
332
Handlarze, demonstranci, turyści, dziwki, rewolucjoniści, sprzedawcy rowerów… – wyliczał Piwny Brzuch, idąc na czele.
339
Doktor Rosemary, jak myślał o niej z czułością, znała prawdziwy powód, dla którego się nie ożenił. Bynajmniej nie dlatego, że Flor i Edward Bonshaw byli tacy „nietypowi”, lecz dlatego, że kochali się tak bardzo, iż nawet nie mógł sobie wyobrazić stworzenia czegoś na podobieństwo ich związku – byli jedynymi w swoim rodzaju. I kochał ich nie tylko jako rodziców, zwłaszcza „adopcyjnych”. Kochał ich jako najlepszą (w sensie niedoścignioną) znana mu parę.
340
– Brodzenie w wodzie, pływanie pieskiem… to bardzo przypomina pisanie powieści, Clark. Niby się namachasz, ale tak naprawdę tkwisz w miejscu i przerabiasz w kółko to samo.
– Rozumiem – odpowiedział ostrożnie Clark, Juan Diego widział, że bynajmniej. Clark pragnął zmieniać świat; miał szczytny cel oraz misję do spełnienia.
Clark French nie doceniał pływania pieskiem ani brodzenia; w jego oczach symbolizowały życie przeszłością i zmierzanie donikąd. I tak właśnie było w przypadku Juana Diego – w wyobraźni przeżywał na nowo straty, które go naznaczyły.

22. Mañana

352
W powieściach Juana Diego Guerrero każdy jest w pewnym sensie outsiderm; jego bohaterowie czują się wyobcowani nawet u siebie.
354
O tak – Clark umiał zgrywać postępowego, kiedy chciał; nie był takim radykałem w tych sprawach jak Jan Paweł II!
355
Naturalnie Clark nie rozpoznawał się w słowach Świętej Teresy z Ávili, które Pepe sumiennie włączał do swoich codziennych modłów: „Od niemądrych poświęceń i skwaszonych świętych uchowaj nas Panie”.




23. Roślinnych, zwierzęcych ani mineralnych

359
„Przeszłość otaczała go jak twarze w tłumie”, napisał Juan Diego.
361
Siedział na tylnym siedzeniu taksówki pełznącej w sobotni ranek przez Avenue of Mysteries – w wielkim tłumie.

– Calzada, czyli „szeroka droga, zwykle brukowana lub asfaltowa; bardzo meksykańska, bardzo oficjalna, z czasów królewskich – wyjaśnił Juan Diego. – Avenida jest nieco mniejsza. Calzada de los Misterios, Avenida de los Misterios: jeden pies. W angielskim nie tłumaczylibyśmy rodzajnika. Wystarczy samo „Aleja Tajemnic”. W dupie z rodzajnikiem – uzupełnił w mniej profesorskim stylu.
365
W Kaplicy Studni musieli się przeciskać przez ciżbę umartwiających się pielgrzymów, którzy robili z siebie straszne widowisko. Jakaś kobieta kaleczył sobie twarz cążkami do paznokci. Mężczyzna kłuł się w czoło długopisem; krew przemieszana z tuszem spływała mu na czoło. Oczywiście nie mógł przestać mrugać, w wyniku czego ronił fioletowe łzy.
Edward Bonshaw wziął Lupe na barana, żeby widziała ponad głowami mężczyzn w garniturach, którzy zdjęli opaski z oczu, by obejrzeć Naszą Panią z Guadelupe na łożu śmierci. Ciemnoskóra Panienka spoczywała w szklanej gablocie.
366
Czekały ich niekończące się schody prowadzące do El Cerrito de las Rosas – istna próba oddania i wytrzymałości. Edward Bonshaw ruszył dziarsko, tym razem z chłopcem na barana, jednak schodów było za dużo: zanosiło się na zbyt długą i stromą wspinaczkę.
367
– W tysiąc pięćset trzydziestym pierwszym roku, gdy Dziewica ukazała się Juanowi Diego – azteckiemu wieśniakowi bądź członkowi szlachetnego rodu, według sprzecznych doniesień – biskup nie uwierzył mu na słowo i poprosił o dowód – opowiadała ładna dziennikarka.
368
Juan Diego nie po raz pierwszy słyszał o „sprzecznych doniesieniach”, chociaż wolał wersję z wieśniakiem; myśl, że został nazwany na cześć Azteka ze szlachetnego rodu, budziła w nim nieokreślony niepokój. „Szlachetny” w kontekście pochodzenia nie pasowało nie pasowało mu do własnego wizerunku: był czytelnikiem z wysypiska, bądź co bądź.

– Po powrocie Juana Diego na wzgórze Panienka ukazała się ponownie, kazała nazbierać róż i zanieść je biskupowi – podjęła dziennikarka.
Za kulawym chłopcem, który wraz z siostrą dotarł na szczyt, rozciągał się imponujący widok na miasto Meksyk; kamera go uchwyciła, lecz ani Edward Bonshaw, ani dzieci nie zwrócili się w tamtą stronę. Juan Diego ściskał przed sobą puszkę, jakby niósł w niej świętą ofiarę do świątyni zwanej Małym Wzgórzem, wzniesionej w miejscu, gdzie rosły cudowne róże.
– Tym razem biskup mu uwierzył, bo na płaszczu Juana Diego znajdował się wizerunek Panienki.
369
Jakiś żarliwy wierny wskazał na Lupe za słowami, że „przepowiada”, co bardzo ją zdenerwowało: nie przypuszczała, że ktoś zobaczy w niej prorokinię.
W świątyni odprawiano mszę, lecz to, co się tam działo, bynajmniej nie sprzyjało kontemplacji: armie zakonnic oraz dzieci w mundurkach, biczownicy i związani mężczyźni w garniturach, znowu z zasłoniętymi oczami, więc potykali się i przewracali na schodach (mieli dziury na kolanach, a dwóch czy trzech kulało prawie tak jak Juan Diego).
Chłopiec oczywiście nie był jedynym kaleką: przybywali ludzie okaleczeni, również tacy bez rąk i nóg (w nadziei na uzdrowienie). Byli tam wszyscy – głusi, ślepi, ubodzy – razem z turystami oraz zamaskowanymi japońskimi nowożeńcami.
Na progu świątyni usłyszeli słowa ładnej reporterki:
– Niemiecki naukowiec poddał analizie żółte i czerwone włókna z płaszcza Juana Diego i stwierdził, że nie zawierają barwników roślinnych, zwierzęcych ani mineralnych.

Świątynia róż zamieniła się w ogród zoologiczny. Wariatów było ileś razy więcej niż prawdziwych wiernych, którzy próbowali śledzić odprawiana mszę. Księża klepali formułki.
370
– Ani mi się waż tknąć tych prochów – ostrzegała Lupe, ale Juan Diego przyciskał pokrywę do puszki. – Nie rozsypiesz tu nic a nic…
– Wiem… – zaczął.
– Nasza mama wolałby spłonąć w piekle, niż na to pozwolić – ciągnęła Lupe. – El gringo bueno nie przespał by się w El Cerrito; był tak piękny, kiedy spał. – Lupe odała się wspomnieniom. Chłopiec zauważył, że przestała nazywać świątynię Świątynią Róż i zadowoliła się określeniem Małe Wzgórze, jakby miejsce straciło dla niej świętość.
– Nie musisz tłumaczyć, co powiedziała – oświadczył señor Eduardo. – To nie jest święte miejsce. Wszystko postawili na opak, nie tak miało być.
– Miało być – powtórzył Juan Diego.
– Roślinnych, zwierzęcych ani mineralnych! Tak jak powiedział Niemiec! – krzyknęła Lupe. Chłopiec uznał, że powinien to przetłumaczyć: w tych słowach pobrzmiewała niepokojąca prawda.
– Jaki Niemiec? – zapytał Amerykanin, kiedy schodzili po schodach. (Po latach powie do Juana Diego: „Czuję, jakbym nadal opuszczał Małe Wzgórze Róż. Pozbawiło mnie złudzeń; rozczarowanie, które wtedy czułem, trwa nadal: ja wciąż schodzę w dół”).
Napierali na nich kolejni spoceni pielgrzymi w drodze na górę cudów.
371
(…) ale ta pocztówka przedstawiała tylko Guadelupe – la virgin morena na łożu śmierci, w szklanej gablocie w Kaplicy Studni.
372
„Każda podróż kryje powód”, napisze kiedyś Juan Diego. Od czasu ich wyprawy do sanktuarium w mieści Meksyk upłynęło czterdzieści lat, ale – jak pewnie kiedyś señor Eduardo – pisarzowi wciąż towarzyszyło przekonanie, że schodzi w dół.

24. Biedna Leslie

375
Jako pisarz Juan Diego na ogół wyczuwał, kiedy, kiedy narrator rozmyślnie zmienia temat (…)

25. Akt 5, scena 3

386
Juan Diego uważał za niesprawiedliwe, że Flor, która zadała sobie tyle trudu, aby upodobnić się do kobiety, nie tylko umierała na AIDS, ale umierała jako mężczyzna.
390
A każda wzmianka o Szekspirze nieubłaganie nasuwała Juanowi Diego wspomnienie Edwarda Bohshawa oraz tego, co spotkało jego i Flor.
398
FLOR & EDWARD BONSHAW
„PONURĄ ZAGADKĘ RANEK TEN SKOJARZYŁ”
AKT 5, SCENA 3
Taki napis widniał na nagrobku.

27. Nos za nos

433
Co do brata Pepe, on zawsze chętnie witał zmiany – i zawsze był wyrozumiały. Jego angielszczyzna uległa znacznej poprawie dzięki rozmowom z Juanem Diego i Amerykaninem, ale w swym entuzjazmie dla ciemnoskórej Panienki stwierdził, że ma ona swoje wady i zalety”.
Wprawił tym ojców w pewną konsternację, gdyż żadna miarą nie rozumieli, jak „autochtońska” Niepokalana (z bokserskim nosem) może mieć jakiekolwiek zalety.
– Jest, jaka jest – stwierdziła Lupe. – I tak zrobiła więcej, niż się po niej spodziewałam. Lepsze to niż nic, prawda? – zwróciła się do starych księży. – A czy to ważne, skąd ma ten nos? Czy nos musi być cudem? I dlaczego nie miałby nim być? Czy wszystko musi mieć swoje uzasadnienie? I czy wiemy, jak wygląda prawdziwa Niepokalana? – dodała, tocząc wzrokiem po zgromadzonych. – Czy wiadomo, jaki miała kolor skóry i jaki kształt nosa? – wyraźnie się rozkręcała. Juan Diego tłumaczył każde słowo.
Nawet gapie oderwali wzrok od posągu i przenieśli uwagę na bełkoczącą dziewczynkę.
437
Dlaczego trzynastolatka mówiła o umieraniu? Czemu wybrała sobie właśnie tę chwilę, by wyrazić ostatnie życzenia? Była dziewczynką, która czytała w myślach innym – nawet lwicom. Dlaczego nikt nie odczytał jej myśli?

28. Przepastne żółte oczy

439
Ale w porównaniu z tym, co spotkało Juana Diego w Meksyku – w porównaniu z jego dzieciństwem oraz wczesnym okresem dorastania – odkąd przeniósł się do Stanów, w jego życiu nie zdarzyło się nic godnego opisania.
442
Lupe zawsze była wyalienowana – jakby nie alienowało samo bycie trzynastolatką! Nigdy się nie dowiemy, co myślała, ale musiało jej straszliwie ciążyć. (Wiedziała, że nie rosną jej piersi; wiedziała, że nie dostanie okresu).
Ściśle rzecz biorąc, przewidziała przyszłość, która ją przeraziła, i wykorzystała nadarzająca się okazję, aby ją radykalnie zmienić. To, co zrobiła, zmieniło więcej niż przyszłość jej brata. To, co zrobiła, skazało Juana Diego na przeżycie reszty życia w wyobraźni i wyznaczyło początek końca cyrku La Maravilla.
444
I naturalnie – bez względu na to, jak pokręcona była jej logika – Lupe pierwszorzędnie przewidziała dalszy ciąg zdarzeń. Wiedziała, że Ignacio zastrzeli Hombre, i musiała wiedzieć, do czego to doprowadzi.
Traf chciał, że Juan Diego miał docenić dalekowzroczność siostry (jej nadludzką, żeby nie powiedzieć boską, wszechwiedzę) dopiero następnego dnia rano.
445
Czuł, że potrzebuje pomocy Kościoła,/
446
tymczasem nie tylko złamał swoje śluby, ale był gejem zakochanym w transwestycie.
Jak dwoje takich ludzi mogło mieć nadzieję na adoptowanie sieroty? Na jakiej podstawie przydzielono by im prawna opiekę nad chłopcem?
447
Tamtego ranka nikt nie widział, co spotkało Ignacia, kiedy karmił lwice, lecz one były cierpliwe; umiały czekać na swoją kolej. Las señoritas – młode damy Ignacia – wreszcie się doczekały. Tamtego ranka dopełnił się początek końca cyrku.
Paco i Piwny Brzuch pierwsi znaleźli ciało; szli sobie przejściem między namiotami w stronę pryszniców. Pewnie zastanawiali się, jak to możliwe, że lwice zabiły Ignacia, skoro jego zmasakrowane zwłoki, skoro jego zmasakrowane zwłoki leżały poza klatką. Lecz połapałby się każdy, kto znał ich metody, i Vargas (oczywiście to on dokonywał oględzin) z łatwością ustalił przypuszczalny ciąg zdarzeń.
Kiedy Juan Diego mówił o fabule w sensie literackim – a konkretnie o jej obmyślaniu – wspominał „pracę zespołową lwic” jako „pierwowzór”. W wywiadach zaczynał od tego, że nikt nie widział, co spotkało tresera, a później dodawał, że bez końca snuje możliwy scenariusz i nigdy nie ma go dosyć, co przynajmniej częściowo skłoniło go do zostania pisarzem. A jeśli dodać los Ignacia do możliwych teorii Lupe – no cóż, nietrudno zgadnąć, czym karmiła się wyobraźnia czytelnika z wysypiska, prawda?
456
Właśnie tak nazywano Lupe w Oaxaca i okolicy: „lwią dziewczynką”.
459
(Sny nie tylko toczą się szybciej niż jawa, lecz bywają bardzo wybiórcze).

30. Posypanie

470
– Tym trojgu – rzekł nagle brat Pepe, obejmując dwoje nieprawdopodobnych kochanków i kalekiego chłopca, jakby chciał ich ze sobą związać – moglibyście pomóc rozwiązać problemy.
473
Prawdę mówiąc, odetchnął, że Miriam i Dorothy mogą być duchami. Świat wyimaginowany sprawiał mu więcej satysfakcji i o wiele mniej bólu niż jawa.
475
Gdyby żyła Lupe, powiedziałaby bratu, że płaczący posąg nie jest głównym cudem w jego życiu. „My jesteśmy cudem”, tak powiedziała. I czy nie była nim sama Lupe? Czego ona nie wiedziała, czego nie zaryzykowała – jak zabiegała o inną przyszłość dla niego! Był częścią tych tajemnic. Na ich tle bladły inne doświadczenia.

31. Adrenalina

479
Następnego dnia, w niedzielę, miała odbyć się procesja znana jako Święto Czarnego Nazarejczyka.
480
Kiedy wyznawcy Czarnego Nazarejczyka urządzają sobie procesję, a Manili panuje piekło.
– Tysiące uczestników? – zapytał domyślnie.
– Gdzie tam, miliony – odrzekła. – Na dodatek masa z nich wierzy, że dotknięcie Czarnego Nazarejczyka uleczy ich z wszystkich chorób. Wielu ludzi odnosi obrażenia. Jest też grupa, która ochrzciła się mianem Hijos del Señor Nazareno – „Synów Pana Nazarejczyka” – która w swoim poświęceniu „utożsamia się” z męką Jezusa. Pewnie idioci chcą cierpieć tak samo – skwitowała; to, jak wzruszyła ramionami, przyprawiło Juana Diego o ciarki. – Któż może wiedzieć, o co chodzi takim prawdziwym wyznawcom.
484
Uderzyło go łudzące podobieństwo między nimi dwiema: nie miało nic wspólnego z ich wyglądem ani seksualnością. Łączyło ich bezwzględne nim manipulowanie – nie wspominając o tym, że ilekroć był z jedną, o drugiej natychmiast zapominał. (Lecz zapominał o nich obu i za obiema szalał!).
487
Chłopiec urodzony w Guerrero był za pan brat z duchami. Oaxaca to miasto pełne świętych dziewic; nawet sklep z ozdobami na świąteczne przyjęcia na Independencia – nawet z dmuchanymi Maryjami – nosił znamiona świętości. A Juan Diego był dzieckiem z sierocińca; z pewnością zakonnice oraz dwaj starzy księża z Towarzystwa Jezusowego zapewnili mu kontakt ze światem duchowym. Nawet szef wysypiska modlił się do Matki Boskiej. Miriam i Dorothy nie budziły w Juanie Diego strachu – kimkolwiek lub czymkolwiek były. Jak to ujął el jefe, „nie musimy zatwierdzać cudu, bo widzieliśmy go na własne oczy”.
490
Oczywiście Kościół jest „szczery” w swojej miłości do biednych, jak zawsze podkreślał Clark – Juan Diego nie miał tutaj nic do powiedzenia. Dlaczego Kościół miałby nie kochać biednych? Ale co z antykoncepcją? Co z aborcją? To „postawa społeczna” Kościoła katolickiego doprowadzała Juana Diego do szału. Polityka Kościoła – sprzeciw wobec aborcji, nawet antykoncepcji! – nie tylko „podporządkowywała” kobiety rodzeniu, jak to nazwał, ale przyczyniła się do pogorszenia sytuacji biedoty. Biedni ludzie nadal się rozmnażają, prawda?

Po raz pierwszy zetknął się z historią Kościoła katolickiego na osmalonych kartkach książki ocalonej z ognia; jako dziecko sierocińca znał różnice między mistycznymi zagadkami bez odpowiedzi a regułami Kościoła, będącymi dziełem człowieka.

32. Nie zatoka manilska

495
I gdzie one się podziały, pomyślał Juan Diego. A co go to obchodzi? Przecież sam chciał, żeby po prostu wyparowały. Lecz co to znaczy, kiedy nasi aniołowie śmierci odchodzą – gdy osobiste widziadła przestają nas prześladować.
507
(Co do Miriam i Dorothy, po prostu zniknęły – jak miały w zwyczaju. Zawsze się tylko pojawiały i znikały).

Już nie było szansy na opuszczenie Litwy. Pozostała tylko ciemność bez świateł. Tak Dorothy nazwała widok z samolotu na Zatokę Manilską: ciemnością bez świateł.

 

John Irving, Aleja tajemnic, przeł. M. Moltzan-Małkowska, Prószyński i S-ka, Warszawa 2016




Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *