John Irving, Małżeństwo wagi półśredniej (fragmenty)
1. Anioł zwany Uśmiechem Reims
Okupowanie Wiednia stanowiło prawdziwą przyjemność. Było to miasto muzyki, malarstwa i teatrów, w którym znajdowało się również wiele przytułków dla dzieci osieroconych podczas wojny.
2. Profil zawodnika: Edith (waga kogucia)
Ani razu nie widziałem, żeby jakąkolwiek książkę przeczytał od deski do deski. Kiedyś powiedział mi, że zakończenia zawsze napawają go bezgranicznym smutkiem.
Moim zdaniem, Lenin był niezbędny; bez niego nie wybuchłaby rewolucja. Ludzie zawsze są niezbędni.
Sądzę, że gdy poznajemy kogoś nowego, od razu czujemy do niego sympatię, jeśli widzimy, jak bardzo lubią go jego przyjaciele. A jak Edith sama przyznała, przyjaciele Severina, Frau Reiner oraz dwaj czetnicy, po prostu go uwielbiali.
W porządku, nie będę się kłócił. Moim skromnym zdaniem, co innego zdopingowało Edith, coś, co każdego podrywa do działania, a mianowicie zazdrość.
3. Profil zawodnika: Ucz (waga piórkowa)
Ucz doszła jednak do wniosku, że nie potrafi (przynajmniej w tym okresie swojego życia) sypiać z dwoma facetami naraz. Znalazła więc sobie innego kochanka – młodego człowieka, którego z tamtymi dwoma nic nie łączyło (był dublerem wielkiego tenora w operze wiedeńskiej).
Wydaje mi się, że Severin nigdy nie pojął, na czym polega niezwykłość mojej żony. Dla niej spłata długu wdzięczności była czymś jak najbardziej naturalnym. Do głowy by jej nie przyszło narzekać czy próbować się wymigać. W odczuciu Ucz wolność i odpowiedzialność to były naczynia połączone: wierzyła, że człowiek jest prawdziwie wolny dopiero wtedy, gdy nikomu nie jest nic winien.
Rewolucja węgierska musiała być czymś prawdziwie kuriozalnym dla Ucz; z jej punktu widzenia oddawanie życia za wolność było szczytem lekkomyślności.
– Dwojgu ludziom niełatwo jest osiągnąć równość seksualną, a co dopiero czworgu…
Ale takie subtelności – podobnie jak biadolenie nad własnym losem czy gotowość oddania życia za wolność – nie trafiały Ucz do przekonania. Życie nauczyło ją lepiej niż kogokolwiek z naszej czwórki, że to, co się robi z myślą o innych, niekoniecznie pokrywa się z tym, czego się pragnie dla siebie.
4. Profil zawodnika: Severin (waga półśrednia)
Moim zdaniem, Severin miał wrodzone poczucie wyższości. Edith i Ucz, które z uporem podkreślały, że identycznie traktuje kobiety i mężczyzn, nie dostrzegały jednego: otóż Severin wierzył, że za wszelką cenę musi chronić Edith przed swoją skomplikowaną naturą. Ze zdumieniem odkrył, że żona ma naturę równie skomplikowaną.
5. Rozgrzewka
Z początku podniecała mnie myśl, że Severin śpi z Ucz. Czułem, jak na nowo rozpala się we mnie dawna żądza, która wprawdzie nigdy całkiem nie zanikła, ale po latach małżeństwa mocno przygasła. Edith reagowała podobnie; twierdziła, że znacznie bardziej pociąga ją własny mąż, odkąd śpi z inną kobietą. W sytym głód wzbiera, gdy widzi, jak inny pałaszuje ze smakiem. Choć nie zawsze. Ucz przyznała mi się, że czasem czuje większe podniecenie, a czasem wprost przeciwnie. Natomiast jaki to wszystko miało wpływ na Severina, pozostaje oczywiście tajemnicą.
– Nie przesadzaj. Podnieca mnie świadomość, że moja żona się z tobą kochała. A świadomość tego, że sam kochałem się z Edith, sprawia, że pożądam Ucz jeszcze bardziej.
– Polimorficzna perwersja — skwitował Severin. — Albo coś w tym stylu. Jedna z faz erotyzmu dziecięcego.
– Nie gadaj bzdur. A ciebie nasz związek nie podnieca? Nie jesteś bardziej pobudzony erotycznie niż dawniej?
– Bardziej? Zawsze w ciągu dnia miewałem takie chwile, że mógłbym wyruchać choćby parchatą kozę.
– Języki. Chciałbym, żeby każdy znał dwa lub trzy i posługiwał się wszystkimi naraz. W jednym można wyrazić coś tylko na kilka sposobów, ale gdybyśmy używali trzech… Wyobrażasz sobie, jakie mielibyśmy bogate słownictwo? Jakie wspaniałe toczyli dyskusje? Jaki cudowny powstałby zamęt… a właściwie nie zamęt, lecz ferment. Wspaniały ferment twórczy.
7. Walka karnawału z postem
Jest rok 1559. W powietrzu unosi się zapach pieczonych wafli (zbliża się środa popielcowa; trwają przygotowania do ostatków). Pończochy trochę mi opadają, saczek uwiera w kroczu.
Ubrany w ciemny płaszcz, wędruję na obrazie przez tłum prostych ludzi, zgromadzonych na placu przed kościołem, ale na ich twarzach nie dostrzegam oznak pobożności. Kobiety sprzedają ryby. Za chwilę dojdzie do potyczki karnawału z postem. Mnich i zakonnica ciągną na platformie wysoką, chudą kobietę, za którą podąża orszak. Jej przeciwnik — tłusty, podpity obrońca karnawału — siedzi okrakiem na beczce, trzymając w ręce prosię nadziane na rożen. Beczkę otaczają zamaskowani swawolnicy z instrumentami. Jedne dzieci śmieją się z orszaków, inne je ignorują; żebraków ignorują wszyscy. W gospodzie panuje większy ruch niż w kościele. Oglądam przedstawienie — komedię „Niecna oblubienica”. Jestem chyba wzruszony, bo przechodzą mnie ciarki, ale prawie wszystkie niewiasty szczerzą rozpustnie zęby. Brnę dalej, jestem nagabywany. Muszę uważać, by nie podeptać jakiegoś kaleki — wszędzie roi się od dziwnych, szpetnych typów: żebraków, ślepców, karłów, garbusów. Aż trudno się między nimi przecisnąć. Kobieta w kapeluszu pątniczym zwraca się do mnie błagalnym tonem: „Ulituj się, miłosierny panie, nad tą biedną istotą bez nóg i z kikutem zamiast ręki”. Z ziemi mierzy do mnie rozdziawiona, bezzębna jama ustna.
Przypomniałem sobie, co jeszcze przygnębia, a raczej złości mojego ojca: ludzie, którzy przysyłają pocztówki. „Czy ten pacan myśli, że na takim skrawku cokolwiek się mieści?” — grzmiał oburzony.
– Mylisz się — odparła. (Wiele lat później oświadczyła: „Psychologia jest dobra dla roślin”).
Wydawało mi się to wszystko dość mętne.
8. Miłość na macie
Ale Severin, który był niedoświadczony w tych sprawach, zareagował na bezsenność w sposób irracjonalny. Uważam, że to, jak człowiek sobie radzi, kiedy nie może zasnąć, wiele mówi o jego charakterze. Ja, na przykład, spokojnie się poddaję i bezsenności, i życiu jako takiemu. Moje zmysły lubią bierność, a ja – słowo „uległość”. Severin natomiast nigdy niczemu nie ulegał i kiedy popadł w bezsenność, postanowił ją pokonać.
Skuliła się wystraszona, zastanawiając się pewnie, jaką jej taniec mógł wywołać reakcję w tym obcym człowieku. Rozmawiali bardzo długo. Ponieważ zaskoczył ją w chwili, kiedy nie działały jej mechanizmy obronne, poczuła się tak, jakby przejrzał ją na wylot, i opowiedziała mu wszystko o sobie.
– Słuchajcie – wtrąciłem się. – Tam gdzie są cztery osoby, są również cztery wersje, i zawsze tak będzie. Trudno, żebyśmy się we wszystkim zgadzali i wszystko widzieli w identycznym świetle.
– Jest pewnie pięć czy sześć wersji – zauważyła Edith. – A może nawet osiem lub dziewięć.
– Ale moja jest najbardziej obiektywna – oświadczył Severin, jakby ani chwili nie potrafił usiedzieć cicho – bo od początku olewałem ten związek.
Zadumałem się na moment nad zarośniętym Robertem, odzianym w skóry zabitych przez siebie zwierząt, który wędruje po świecie, otwierając kolejne drzwi. Jego twarz z każdym dniem coraz bardziej się przeobraża: znika z niej inteligencja, pojawia się upór i wytrwałość. I pomyśleć, że do tego sprowadza się przetrwanie – do krwawej, bezsensownej wędrówki i zdobywania nowych, niepotrzebnych doświadczeń.
9. Kompleks wicemistrza
Powitałem bezsenność niczym zrzędliwą kochankę, którą zbyt długo zaniedbywałem.
10. Powrót do Wiednia
– Chcę wiedzieć, co to dokładnie znaczy. Przetłumacz słowo w słowo. – Nie mogłem opanować drżenia.
– Osiodłajcie kury, ruszamy w drogę – powiedział.
Wpatrywałem się w Severina, wciąż wymachując brudną, lepką od ryb deską.
– Osiodłajcie kury, ruszamy w drogę?
– To taki stary wiedeński dowcip – wyjaśnił.
No dobrze. Dziś kupiłem bilet lotniczy. Pieniądze otrzymałem od matki. Jeśli to prawda, że rogacz zawsze łapie wiatr w żagle, czekam niecierpliwie na podmuch.
John Irving, Małżeństwo wagi półśredniej, przełożyła Julita Wroniak, Wydawnictwo: Prószyński i S-ka, Poznań 2009
Dodaj komentarz