Miljenko Jergović: Drugi pocałunek Gity Danon

Miljenko Jergović, Drugi pocałunek Gity DanonSwój wstęp do Literatury ustnej (zbiór przekładów z „Pamiętnika Literackiego”) redaktor tego tomu Przemysław Czapliński rozpoczyna pouczającą anegdotą. W lecie 1935 roku do wsi Obrov niedaleko miasteczka Bijelo Polje na terenie dzisiejszej północno-wschodniej Czarnogóry przybywają dwaj amerykańscy filologowie – profesor Milman Parry i jego asystent Albert Lord. Udają się do bośniackiego pieśniarza ludowego Avdo Medjedovića, którego występ-opowieść zamierzają nagrać na aluminiowych płytkach za pomocą specjalnie na tę wyprawę skonstruowanego aparatu. „Parry prosi Medjedovića o wykonanie możliwie najdłuższej uroczystej pieśni. Pieśniarz wyraża zgodę, badacze ustawiają sprzęt, zaczyna się wykonanie znanego na tamtych terenach motywu Ślub Smailagića Meho. Wykonanie dobiega końca trzy dni później… Parry i Lord mają utrwalone na płytkach dzieło o długości 12 323 wersów”.

Przypomniałem sobie o tej historii przy okazji lektury zbioru opowiadań Miljenko Jergovića Drugi pocałunek Gity Danon. Jest ona pouczająca z wielu powodów, mnie jednak w tej chwili interesuje głównie jeden: związek literatury bałkańskiej z tzw. tradycją ustną. Jak sądzę, bez uwzględnienia tego kontekstu proza ta może sprawić polskiemu – i nie tylko – czytelnikowi nie lada problem. Zwłaszcza kiedy natrafi na otwarcie typu: „Dawno, dawno temu, kiedy jeszcze nikt nie wiedział, że wiatr zadmie w żagle, a na kołach potoczą się wozy, zanim na świecie pojawiły się pierwsze nieochrzczone dzieci, wszędzie tam, gdzie dziś góruje kras i kamień, rozpościerał się gęsty sosnowy bór…”. Współczesny odbiorca mógłby na takie zdanie nie tylko zareagować konsternacją, ale wręcz poczuć się niczym jeden ze wspomnianych amerykańskich filologów, którzy z każdą godziną słuchania opowieści bośniackiego pieśniarza odnosili coraz silniejsze wrażanie „cofania się w głąb czasu”, jak to ujmuje Czapliński.

I reakcja ta nie byłaby bezpodstawna. Opowiadania Jergovića często bowiem w całości przybierają formę pieśni, legend, podań, baśni, gawęd – a więc gatunków dzisiaj raczej anachronicznych. Ich genologia ujawnia się już w samych tytułach: Nadmorska baśń, Legenda żydowska, Dziwotwór, Tajemnica podwórkowych skrzatów.

Odbiorca taki zaczynie pewnie kombinować, co też za wyrafinowaną, ironiczną grę prowadzi z nim współczesny europejski autor, jak by nie było – przedstawiciel ponowoczesnej kultury Zachodu. Sam autor w rozmowie z tłumaczem książki Miłoszem Waligórskim wyjaśnia to jednak całkiem prostolinijnie: „Nasz język, czyli język, którym pisze się i mówi w Serbii, Czarnogórze, Bośni i Hercegowinie oraz w Chorwacji, nie posiada odmiany wysokiej, nie ma też arystokratycznej przeszłości. Mówiąc wprost: to język chłopów. Jego historia nadal w dużej mierze jest historią tradycji ustnej. Z jednej strony to źle, z drugiej zaś – dzięki prostocie i niedostatkowi form oficjalnych – dobrze, ponieważ taka sytuacja ułatwia pisarzom symulowanie języka mówionego”.

Chodziłoby zatem tylko – przede wszystkim? – o symulowanie języka mówionego? O familiarne pogaduchy z czytelnikiem? O skracanie dystansu i ucieczkę przed konwencjami mowy wysokiej, sztucznej, niecodziennej? Bynajmniej. Aczkolwiek praktyka twórcza autora zdaje się taki pogląd potwierdzać. Tytułowe – pierwsze w zbiorze – opowiadanie zaczyna się na przykład tak: „Opowiem Ci o Lotarze. Możesz później o tym zapomnieć, nie ma w tej opowieści żadnego przesłania i do niczego ci się ona nie przyda, nigdy nie spotkasz takiego człowieka, nie musisz więc wiedzieć, jak się z nim obchodzić. Opowiem Ci o Lotarze z powodu kobiety, która go kochała”. Opowiem Ci zatem o miłości, bo miłość sama w sobie warta jest opowiadania. Jest interesująca, zajmująca, poruszająca. Ale „nie ma w tej opowieści żadnego przesłania i do niczego ci się ona nie przyda”, niczego cię nie nauczy, nie będzie użyteczna.

A jednak chodzi chyba o coś więcej niż opowiadanie dla samego opowiadania i zajmowanie uwagi słuchacza. Różnica pomiędzy kulturą oralną i kulturą pisma to przecież nie tylko kwestia formy czy odmiennego medium. To różnica zgoła światopoglądowa. W ludowych formach opowiadania – w „tradycji ustnej” – dość wyraziście odzwierciedlają się bowiem postawy twórców i odbiorców-słuchaczy wobec rzeczywistości, sposoby jej postrzegania, rozumienia i wyjaśniania. A są one zupełnie inne od postaw i światopoglądów ludzi współczesnych. Na czym polegają te różnice?

Po pierwsze, w oralnej pamięci zbiorowej przeszłość istnieje jako nieoddzielona od teraźniejszości, zapewniając człowiekowi ciągłość i spójność doświadczenia oraz poczucie istnienia wartości jako względnie stałego, niezmiennego w czasie uniwersum. Po drugie, pamięć taka nie przechowuje tego, co z jej punktu widzenia nieistotne, przebrzmiałe bądź sprzeczne z obowiązującym obrazem świata. Przechowuje i przekazuje tylko to, co stanowi tradycję par excellence – a więc w pełni żywotną, a przy tym sensownie nacechowaną przeszłość. Po trzecie, język mówiony jest językiem bardziej konkretnym niż abstrakcyjnym – „nazywa rzeczy po imieniu”, nadając im nie tylko stałe znaczenie, ale i jednoznaczną wartość. Po czwarte, kultura społeczności ustnych nie jest – w każdym razie, w swoim własnym poczuciu – wewnętrznie sprzeczna, pęknięta czy niedomknięta. Przeciwnie, stanowi zamkniętą i samowyjaśnialną strukturę. Krótko mówiąc, kultura ustna jest kulturą rzeczy prostych, jednoznacznych i sensownych.

I taki jest właśnie świat przedstawiony w pieśniach, legendach, podaniach, baśniach, gawędach. Taki jest też po części świat opowiadań Jergovića. W sposób prosty opowiada się w nich o ludzkim pragnieniu i jego niespełnieniach, czyli o „popędach i ich losach”, jak by to ujął Freud. Wykładnia freudowska byłaby tu jednak zupełnie nie na miejscu, albowiem uczony ten nie tyle „objaśnił” psychikę człowieka – a tym samym ludzką rzeczywistość – ile raczej wydobył na jaw jej nieskończone skomplikowanie. Tymczasem autor Drugiego pocałunku… zdaje się dążyć do czegoś wręcz przeciwnego – powrotu do pierwotnej prostoty ludzkiej rzeczywistości. W Tajemnicy podwórkowych skrzatów mówi o tym wprost:

„Dzieje ludzkości przypominają rozplątywanie wełny, którą splątał czarny kot. Historycy nie robią nic innego, tylko próbują cofnąć świat do stadium, kiedy wszystko było proste. O tym, na ile im się to udaje, najlepiej świadczy fakt, że co rusz według starego schematu toczy się nowa wojna. Jedno kotłowisko zastępuje drugie. Dlaczego? Dlatego że uczeni nie wiedzą, co z taką rozplątaną wełną mogliby począć. Komu zrobić z niej sweter? Kogo i przed jakim mrozem chronić? Może więc najpierw powinniśmy powiedzieć prawdę o tym, co składało się na nasze życie, życie naszych ojców i naszych miast, a co wciąż nie zostało opisane. Może wtedy skrzaty wrócą do domu i historia powoli zacznie się wyjaśniać”.

Powiedzieć prawdę o tym, co składało się na nasze życie, życie naszych ojców i naszych miast. Może wtedy skrzaty wrócą do domu i historia powoli zacznie się wyjaśniać. Ale czy prawda taka istnieje? Czy jest wysławialna? Czy powrót do stadium, kiedy wszystko było proste, jest w ogóle możliwy? Czy skrzaty powrócą?

Trudno powiedzieć, na ile owe tęsknoty autora traktować literalnie, na ile zaś ironicznie. Na ile mają one robić za ów sweter, chroniący nas przed mrozem, na ile zaś boleśnie uświadamiać nam jego brak.

Pewne wydaje się jedno. Podstawowe tęsknoty wyrażane w kulturze oralnej – od czasów przedhomeryckich aż do dziś – nie uległy w zasadzie zmianie. W najogólniejszym, najbardziej podstawowym sensie pragniemy wciąż tego samego – przede wszystkim miłości. Niestety, fundamentalne ciągoty do destrukcji także przetrwały w mniej więcej niezmienionym stanie. Być może w miarę postępów w „rozplątywaniu wełny” stały się one tylko mniej przejrzyste i podatne na dyskursywne manipulacje, dzięki czemu mogą sprawiać wrażenie mniej prymitywnych niż kiedyś. Jeśli jednak obedrzeć je z tych zasłon – jak to robi autor w Drugim pocałunku Gity Danon – ukażą się nam one w całej swojej przerażającej nagości.

Grzegorz Tomicki

Pierwodruk: „Odra” 5/2016


Miljenko Jergović
Drugi pocałunek Gity Danon
Przekład: Miłosz Waligórski
Wydawnictwo: Biuro Literackie
Wrocław 2016
Stron: 168


Miljenko Jergović – laureat Literackiej Nagrody Europy Środkowej Angelus w 2012 roku. Po polsku ukazały się dotychczas: Buick Rivera (2003), Ruta Tannenbaum (2008), Freelander (2010), Srda śpiewa o zmierzchu w Zielone Świątki (2011), Ojciec (2012), Wołga, Wołga (2014), Wilimowski (2016).




Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *