Marcin Świetlicki, Czynny do odwołania (fragmenty)
Dnienie
Rozwidniam. Widzę. Jestem
na dnie. I nie jest ładnie.
Jawnie i dennie jest mi.
Dnieje. Widzę dokładnie.
A nieboskłonem odwrócone dno.
Baczność!
Skończyło się dzieciństwo. Baczność! – mówi Pani.
Skończyło się! – od teraz będziemy chadzali
czwórkami. Lub parami. Już się nie schowamy.
Już będziemy zmuszeni głosować. I tańczyć
wszystkie przedziwne narodowe tańce.
Będziemy jednym ogromnym różańcem.
Skończyło się dzieciństwo. Baczność! – mówi Pani.
Wszyscy wejdziemy przez Europę do
supermarketu-katedry, tam Prezydent czeka
oraz czeka tam na nas przemiła Autorka
naszego podręcznika. Wszyscy zaśpiewamy
piosenkę napisaną przez to cudne Państwo.
Skończyło się dzieciństwo. Baczność! – mówi Pani.
Napiszemy felieton do kolorowego
pisemka. To doprawdy jest
zajęcie dla prawdziwych mężczyzn. I poprowadzimy
telewizyjny program kulturalny.
Mieliśmy tonąć, jednak utrzymamy
się na powierzchni. I skończyło się
dzieciństwo. Baczność! Już skończyło się.
Więc wywalczmy sobie dostęp
do ciepłych zagranicznych mórz i internetu.
Stworzymy jedną supersprawną zgodną
sieć komórkową. Baczność! Lepsze papierosy,
lepszy alkohol. Wciąż lepsze i lepsze
podpaski i pampersy, samochody, proszki.
Na zajęciach rytmiki zapoznamy się
z muzyką techno. Kiedy patrzę w twoje
oczy – to się jak akwizytor czuję, mały,
przegrany, próbujący kupę śmiecia sprzedać
nikomu. Jeśli jesteś – przyślij mejla. To jest
najgorsza rola – akwizytor, który
wciska śmieci nikomu. Jeżeli istniejesz –
to przyślij esemesa. Mogę być ci wierny.
Nic mi nie pozostało. Bo skończyło się.
Kulę i bolę się.
Delikatnienie
Nazbyt sentymentalny
jestem na kacu.
To słynny stan, kiedy byle reklama
zmusza do płaczu.
Skórę mam cieńszą,
ręce delikatniejsze, spojrzenie łagodnieje
i maleje serce.
Zwinięty w kabłąk
spoglądam z łóżka jak dnieje
i płaczę,
wewnętrznie płaczę.
Ale ona chce więcej.
Ale ona chce bardziej.
Ale ona chce jeszcze
łagodniej, delikatniej.
I światło chodzi
Golenie
Od wielu dni grzeszyłem, dziś pora niezdarnych
prób odkupienia, wykupywania
duszy i ciała wprost z przepaści. Siadam
przed lustrem, pianę kładę na twarz.
Ręce drżą. Przytrzymałem ręką drżącą rękę
i – nie drżyj – powiedziałem. Potem wykonałem
wszystko odwrotnie. Przez żaluzje wszedł cień.
Zdzieram maszynką starość i śmierć z twarzy,
na chwile, na pół doby najwyżej. To jeszcze
się okaże. Jeszcze się okaże.
Manifestowanie
– Gazetę
na twarz świata
– i jazda!
Palenie
Pytam: dlaczego niepalący
wsiadają bez skrupułów do przedziałów
dla palących? Czemu chcą dominować? Czemu
są wiecznie urażeni?
Mój mały przyjacielu, papierosie.
Spędziłem z tobą więcej czasu niż z kimkolwiek.
Niszczymy się nawzajem, czule
zobowiązani.
Pytam: dlaczego niepalący
nie doceniają naszej samotności,
naszej niemądrej odwagi, naszego
żaru, popiołu?
Marcin Świetlicki, Czynny do odwołania, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2001
Dodaj komentarz