Panie i panowie, powtarzamy. Z Darkiem Foksem rozmawiam o jego nowej książce „Historia kina polskiego”

Foks Darek - Historia kina polskiego

Grzegorz Tomicki: Darku, chciałbym zacząć od powtórzenia. Posługujesz się nim od początku swojej twórczości – zaczęło się od tautologicznych wzmianek typu „Gość obok jest gościem, który / jest obok”. Jak się właśnie okazuje, do tej pory używałeś powtórzenia w ograniczonym zakresie. W Historii kina polskiego idziesz na całość. Opowiadana w Historii… historia jawi się jako historia powtórzeń, zakłócana z rzadka przez nowe treści. Przewaga datum nad novum jest przytłaczająca – wydaje się, że następnym krokiem może być już tylko utwór składający się z dokładnie jednakowych rozdziałów. Nie sposób przy tym nie zauważyć, że owym nowym informacjom przysługują dość wąskie ramy, kontekst jest bowiem mocno ograniczający. Na pierwszy rzut oka wygląda to tak, jakby to, co w każdym rozdziale – poza pierwszym, który wyznacza wzorzec – mówi się w Historii… nowego, stanowiło anomalię, zaburzenie, a może lepiej: wyjątek od reguły, który tę regułę jednocześnie potwierdza i podważa, który ją określa i jest przez nią określany. Spytam więc z głupia frant: jaką funkcję w Twojej najnowszej książce pełni powtórzenie? A bardziej subtelnie: jaka jest relacja pomiędzy datum a novum?

Darek Foks: Do piętnastego roku życia byłem posyłany co tydzień do kościoła. Słyszałem tam tylko i wyłącznie powtórzenia. Nie bierz tego do siebie, proszę, ale tylko dlatego, że jakiś klecha zrył mi beret, muszę regularnie (też powtórzenie) odpowiadać na trudne literaturoznawcze pytania. Powtórzenie ma tutaj pomagać pamięci w pracy, bo na mnie tak to właśnie działa. Miałem pomysł, żeby Historia… składała się z dokładnie jednakowych rozdziałów, ale w ostatniej chwili pomyślałem sobie, że takie rzeczy to już jednak po pięćdziesiątce. No i byłoby w niej mniej świństw i innych żartów. Novum grzeje, datum ziębi.

Czyli Historia… ma „ziębić” i „ryć beret”? Jak sądzę do jakiegoś nieprzewidywalnego skutku? Żeby coś tam jednak na boku – po partyzancku – odgrzewać? żeby zagrzewać?

Zagrzewać do walki. Jakiejkolwiek.

Tytuł trzeciego rozdziału – Nowe filmy, stare narracje – prowokuje do potraktowania go jako skrótowej diagnozy współczesnego filmu polskiego. O ile mnie jednak intuicja nie myli, nie chodzi tylko – a pewnie i nie przed wszystkim – o film? Nie jestem z branży, więc spytam: dobrze kombinuję?

Przeczytałem właśnie nowy wiersz Adama Wiedemanna pod tytułem Rozmnożenie. Fragment bardzo tutaj pasuje: „To cudze rozmnożenie pozbawia nas / miejsca, gdzie my żyjemy? Nigdzie, nikt już / nie powie nikomu, skąd pochodzi ten cytat. / Filmy robione są dla rozmnożonych, mnożących / się, książkami wykładane są ściany, od których / odbija się muzyka rozmnożonych w nieludzkim / tempie, niemowlęta wkraczają do sklepów, / gdzie już w ich głowach kiełkuje mechanizm // wykluczenia, rosną zastępy ludzi grzęznących / po uszy we własnym mechanizmie”. To świetna diagnoza wszystkiego.

Spośród wielu możliwych interpretacji „nowych filmów, starych narracji” nasuwa mi się też taka: „nowe filmy” to nowe sytuacje, w jakich znajduje się człowiek (tzw. konsument kultury), nowe dyskursy, nowe języki, nowe opowieści, nowe formy literackie i nieliterackie, nowe sposoby komunikowania myśli – „stare narracje” zaś to powracające w zmienionej postaci stare schematy, idee, stereotypy, uprzedzenia, konwencje myślowe, pozorne oczywistości, kompleksy, mity, fantazje, mechanizmy psychiczne i tym podobne ramy, poprzez które oglądamy rzeczywistość i samych siebie.

Od dnia, w którym przestałem chodzić do kościoła, więcej czasu spędzam w księgarniach. W ostatnich latach raz na kwartał robię badanie. Na chybił trafił wybieram dziesięć nowych powieści (staram się przy tym, że kobiety i mężczyźni kompromitowali się po równo), otwieram na pierwszej stronie, czytam pierwszy akapit, za każdym razem odkładam wszystkie na półkę i wychodzę, zastanawiając się, po co zostały wydane i kto je czyta.

Historii… powraca też motyw psa. Pojawia się on w fotografiach – także tej na okładce – oraz w motcie wziętym z tekstu Romana Jakobsona o znaczącym tytule Upadek filmu? Cytuję w całości: „Pies nie poznaje namalowanego psa, ponieważ obraz jest przede wszystkim znakiem – malarska perspektywa jest artystyczną konwencją, środkiem formalnym. Pies szczeka na filmowe psy, albowiem tworzywem kina są realne rzeczy, ale pozostaje ślepy wobec montażu, wobec znakowej współzależności rzeczy, które widzi na ekranie”. Czy tym psem jest współczesny everyman – o którym, jak mówią, nieustannie piszesz – szczekający na znaki kultury, w których widzi realne rzeczy, ale jest ślepy na strukturalne powiązania pomiędzy nimi? I nie potrafi rozumiejąco ogarnąć całości, w której żyje, a tym samym i własnego bycia-w-świecie? Szczeka, bo się boi tego, czego nie rozumie? Szczeka, czyli wypowiada/konstruuje niby-swoje sądy, przekonania, narracje, idee, teorie, podczas gdy faktycznie stanowią one chaotyczną, logicznie niespójną, nieświadomie przyswojoną zbitkę znaków (znaczeń i sensów)? Szczeka, bo nie orientuje się w kodzie kulturowym, tworzącym ludzką rzeczywistość?

Pies szczeka, bo lubi. I ma gdzieś sztukę. Człowiek bez sztuki też by jakoś przeżył. Szkoda, że trwa w uporze i coś tam jeszcze kleci.




W warstwie fabularnej niewiele się w Historii… dzieje. Całe bloki tekstu to powtórzenia dość banalnego w pierwszym oglądzie dialogu, a małe bloczki (blotki) nowej treści w sumie niewiele nowego wnoszą. Czy w Twojej książce ważniejsza ta druga część, której nie napisałeś?

Ważne jest to, co czytelnik ma w głowie. Dostaje słowa i obrazy. To powinno mu wystarczyć do uruchomienia łepetyny. Jeśli nie zadziała, może sobie poczytać jedną z tych powieści, które odłożyłem na półkę. Przynajmniej będzie biedak na czasie.

Kto (co) gwałci kino polskie? Ów człowiek-pies, który nie rozpoznaje obrazu samego siebie i innych ludzi, ponieważ kiepsko orientuje się w znakach?

Kino polskie gwałci ten, kto daje pieniądze na film. To zawsze jest ktoś, kto „nie rozpoznaje obrazu samego siebie i innych ludzi, ponieważ kiepsko orientuje się w znakach”.

A co z tymi, którzy potem wydają pieniądze, aby te filmy oglądać? Nie gwałcą?

Ci gwałcą siebie.

Tradycyjnie nie ułatwiasz zadania odbiorcy. Skazany jest on na „analizę niepewnych analogii”, że posłużę się tytułem części IX. Nie pozostawiasz mu aby zbyt dużego pola do interpretacyjnych nadużyć? Albo przeciwnie: nie skazujesz go na nieuchronne niedoczytanie?

Jakoś nie chce mi się pochylać nad losem czytelnika, a już na pewno nie w przypadku moich prac. Historia… ma już na koncie paru zadowolonych odbiorców, którzy nie potrzebowali żadnych podpowiedzi.

Czy w literaturze wszystko już było? A co będzie?

Wszystko już było w literaturze, filmie, polityce, handlu etc. W literaturze będą przekłady starszych ciekawych rzeczy, których do tej pory nie był po polsku. Trochę jeszcze tego zostało, więc nie ma co płakać.

Czy uważasz, że grozi nam „przemiana naszych domów murowanych w nasze domy drewniane”?

Polsce grozi nie tylko to. Polsce grozi wszystko. Polskę czeka powtórzenie, o którym nawet mnie się nie śniło. W związku z tym zagrożeniem parę dni temu nabyłem w promocji domenę chrzestpolski.com, która z jakichś niezrozumiałych dla mnie względów była wolna. Urodziłem się w 1966 roku, więc doszedłem do wniosku, że może się przydać. I że powinienem w jakiś sposób podziękować Polsce za te wszystkie spierdolone lata. Założę stronę i sobie poopisuję. Internet jest tak skonstruowany, że mogę mieć spore grono przypadkowych ultrakatolickich czytelników. Na nich liczę najbardziej. Na początek zajmę się opisem renesansu architektury drewnianej w naszym kraju, czyli nową scenografią. Później chciałbym opisać bohaterów i fabułę tego bardzo słabego, za długiego i do tego niemego filmu, w którym właśnie zaczęliśmy statystować. Jestem ateistą, więc z definicji będę obiektywny podczas tej odpowiedzialnej pracy.

Czyli zamierzasz atakować powtórzenie powtórzeniem? Wygląda to na nigdy niekończącą się Historię… Bo w końce jakoś nie wierzę. Chyba że w ten ostateczny, jako że urodziłem się w roku 1965 i pięćdziesiątkę mam już za sobą…

Powtórzenie jest najlepszym lekiem na powtórzenie. Czym się strułeś, tym się lecz.

Dzięki za odpowiedzi. Wybacz „trudne literaturoznawcze pytania”. Mogę zapalić?

To ja dziękuję, Grzegorzu. Możesz.

 

Rozmowa ukazała się w:
Przystań / Biuro Literackie, Grudzień 2015

⇒ Przeczytaj recenzję książki Historia kina polskiego


Darek Foks
Historia kina polskiego
Biuro Literackie
Wrocław 2015
Stron: 80

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *