Greg Baxter, Pomieszkanie (fragmenty)

Baxter Greg - Pomieszkanie44
Nikt z bogatych krajów nie chce wziąć na siebie odpowiedzialności za los ludzi z krajów biedniejszych. Chcą tylko tanich produktów spożywczych. Wdałem się w rozważania o czymś, o czym nie chcę myśleć. O wszystkie ludzkie niedole oskarża się niesprawiedliwość, a niesprawiedliwość tylko je pochłania i powiększa.

46
Saskia mówi, że są dwa rodzaje ekonomistów: ci, którzy mają odrzutowce, i ci, którzy jeżdżą na rowerach.
48
Gdy człowiek zda już sobie sprawę, że ludzie są opętani przymusem zapełniania świata obiektami i ideami, które ich przeżyją, gdy zobaczy ogień podsycający ludzką rozpacz, zaczyna się odczuwać panikę.
55
Mieszkaliśmy w wiosce pełnej mężczyzn przypominających grzyby.
56
Projektował ścieki. Pewnego dnia przyszedł do domu, był bardzo gruby, miał żółte oczy i powiedział: Zadaniem inżyniera budownictwa lądowego zawsze jest ułatwianie odpływu ludzkiej rozpaczy.
58
Ni z tego, ni z owego zaczął opisywać jakiś obiekt, który niczym nie różnił się od innych, nie był ani wyjątkowy, ani cenniejszy, ani większy od nich, i wtedy się rozszlochał. Szlochał i szlochał w małym hotelowym pokoju z zaciągniętymi zasłonami w samym środku irakijskiego lata. Mój pobyt tutaj, brak jakiegokolwiek zajęcia, to najdalsza ucieczka od tamtego. Ale tamto nie daje za wygraną: wszedłem przypadkowo do jednej z sal w pałacu i znalazłem się w Mezopotamii. Więc zostałem przez chwilę.
61
Amerykańscy przywódcy od dołu do samej góry mieli jedną rzecz wspólną – całkowity brak przygotowania do tego, z czym musieli się mierzyć każdego ranka.
62
Miałem mnóstwo dobrego sprzętu, który mi rozkradano, ale był ubezpieczony, a poza tym zarabiałem tyle pieniędzy, że nie miało to większego znaczenia. Współpracowałem z różnymi prywatnymi firmami wojskowymi, firmami inżynieryjnymi, z iracką policją i amerykańskim rządem. Przez jakieś cztery tygodnie zarabiałem tysiąc dolarów na godzinę, zbierając potężne pakiety informacji z różnorodnych systemów i organizując je w bazę danych, którą stworzyłem dla armii. Moje honoraria za pracę dla armii – dla niej pracowałem najczęściej – ustalałem w następujący sposób: wymyślałem jakąś nierzeczywistą/
63
kwotę i dodawałem do niej zero. Armia nie ufa nikomu, kto nie żąda absurdalnie wysokich wynagrodzeń.
65
Zarejestrował firmę na żonę, ponieważ przedsiębiorstwa prowadzone przez kobiety mają priorytet w kontaktach rządowych. Dostaję zamówienie, tłumaczył, na pięćdziesiąt tysięcy szpulek nici chirurgicznych. Wchodzę do sieci i załatwiam przyzwoitą cenę u gościa, którego już znam i wiem, że nie wciśnie mi jakiegoś gówna. Powiedzmy, że każda szpulka kosztuje u niego piętnaście centów. Od zamawiającego biorę trzydzieści pięć centów. Tak jest, wychodzi z tego jebany ślizgacz, mówił, a miał na myśli niedużą używana motorówkę z pojemnikiem na lód obok steru. Słyszałem, odpowiadałem najczęściej. Ale to nic, bo naprawdę duże interesy robi się z wojskiem. Z wojskiem mogę zarobić i tysiąc dolców z jednego centa. Moja dziewczyna o tym wie. Dziewczyna, o której mówi, jest jego klientką z marynarki – lubi go, bo kiedy rozmawia z nim przez telefon, facet zamienia się w prawicowego jastrzębia. Ta dziewczyna, tłumaczył, musi wydać przyznane jej środki budżetowe, więc szuka kogoś, kto z nią patriotycznie poflirtuje. Mnie to, kurwa, zwisa.
66
Uznałem, że to szaleństwo, żeby całkiem zwyczajne marzenie o powodzeniu w życiu, o zapewnieniu bezpieczeństwa czy nawet wygód w rodzinie, rzucało takiego wielkodusznego, bezpretensjonalnego i zabawnego gościa prosto w jądro ciemności.
71
Ale poznałem już Janosa, teraz Manuelę, i mam przeczucie, że znowu zobaczę te osoby. I nie chodzi o to, że ich nie lubię. Niepokoi mnie tylko, że oboje wzmagają we mnie przekonanie, że nigdy nie uda się uciec od tego, kim się jest, że nigdy nie uda się osiągnąć ideału prawdziwej anonimowości. Nawet jeśli z nikim się nie rozmawia, ludzie i tak patrzą, przyglądają się i wyciągają dla siebie wnioski.
77
Przeglądam się w lustrze i czuję się inaczej. Nie da się zmienić człowieka od środka. Nikt nie pragnie zmiany najskrytszych głębin i pokładów własnej duszy. Dzieje się tak dlatego, że nikt nie potrafi zajrzeć w głąb siebie do końca, zapytać się o siebie czy doświadczyć anonimowo własnych uczuć. Patrzy się w krzesło i krzesło staje się czystą nienawiścią. Nienawiścią staje się mrugająca w łazience żarówka. Albo wejście na klatkę schodową. Albo półka z książkami. Albo dom. Albo miasto. Albo temperatura. Albo układ chmur na niebie. Albo uświadomiona myśl czy sen, kiedy myśli i sny stają się uzewnętrznionymi przejściami. Albo refleksja o sobie. Patrzy się na siebie w lustrze i czuje się/
78
nienawiść. Nienawiść wyziera z lustra. Tak będzie wyglądało piekło. Będzie pokojem bez ścian i wymiarów, pełnym przedmiotów, które nas nienawidzą. Nie będzie w nim ognia ani siarki, nie będzie cierpienia i bólu, tylko zwykły widok ulicy, telewizyjnego obrazu, znajomych.
92
Spędzałem dużo czasu w muzeach, szczególnie w muzeach sztuki, i stopniowo zdałem sobie sprawę z absurdalnego i upiornego przekonania – którego prawdopodobnie nie dzielił ze mną nikt inny – że ludzie w muzeach są elementem niepożądanym, że dzieła sztuki wiszące, powiedzmy, nago na ścianach, rozpaczliwie chcą pozbyć się żyjących, bo konieczność wpatrywania się w nas, kiedy włóczymy się wokół nich noga za nogą, jest dla nich prawdziwą torturą; tamtego dnia doszedłem również do przekonania, że to samo da się powiedzieć o Eneidzie – skazanej na czytanie przez uczniów, snobów i imbecyli.
95
Alhazen wykazał również, że widzenie jest nie tylko zjawiskiem czysto zmysłowym, ale i kwestią osądu, wyobraźni, a także pamięci.
99
Dziś po raz pierwszy się śpieszę. Czuję radość i zmęczenie. Oto zbliża się – prawdopodobnie – koniec mojego życia. Czterdzieści jeden zmarnowanych lat. Zmarnowanych albo gorzej. Sekundy mkną, czerwone cyferki zmieniają się. Zwalniamy.
118
A jaki jest Irak?, zapytał. Nie wiem, odpowiedziałem. Rzadko wychodziłem poza druty. Siedziałem w sali i oglądałem obrazy wojny, jakbym grał w grę komputerową sterowaną siłami umysłu, wyświetlaną na dziesiątkach monitorów z przekazem z różnych obszarów działań operacyjnych: na niektórych nic się nie działo, na innych było pełno powstańców, a na wszystkich co jakiś czas ukazywały się zmagania wojenne, co przypominało, jak powiedział jeden z moich ludzi z OWRE, przebudzenie wyobraźni szatana. Marynarze na piasku, powiedział ojciec. Cięcia budżetowe, wojna, et cetera, odrzekłem. Et cetera, powtórzył.




119
Wielu z tych, których poznałem w Iraku, było nieznośnymi maniakami, idiotami, łobuzami albo biurokratami, którzy nie potrafiliby normalnie funkcjonować poza wojskiem, w normalnym świecie,/
120
który wymaga odrobiny kreatywności. W wojsku wszyscy oni rozkwitali. Ale zetknąłem się też ze spokojną stoicką inteligencją ludzi, którzy ludźmi być nie mogli, byli bowiem zupełnie odrębnymi przejawami nieśmiertelnej przemocy. Walczyli pod Termopilami, pod Gaugamelą i ciągle walczyli w Bagdadzie. Moje romantyczne spojrzenie na tych ludzi wynikało zapewne z tego, że mój własny udział w wojnie ograniczał się do jej oglądania.
125
Nienawidziłem tego kraju i każdego urodzonego w nim mężczyzny, każdej kobiety, każdego dziecka, i każdego żyjącego w nim robaka. Nie wiedziałem jeszcze, czego chce od życia, ale wiedziałem na pewno, że nienawidzę Ameryki i wolałbym, żeby przestała istnieć albo żebym ja sam przestał istnieć. A kiedy tak myślałem w każdą niedzielę, stadion reagował głośnym, ekstatycznym, kretyńskim oddechem. A kiedy jeździłem do biura, zakładałem przyzwoity garnitur i wpinałem w klapę amerykańską flagę.
127
Jako dziecko naprawdę znienawidziłem to miejsce, a potem nienawidziłem je przez całe życie. Pod pewnymi względami uznawałem nawet, że to, czego nienawidzę w Ameryce, było w istocie nienawiścią do wszystkiego, co znajdowało się pobliżu tego miejsca, a im dalej byłem od niego, tym słabsza stawała się moja nienawiść. Tu znajdowało się epicentrum nienawiści, choć nie miało to żadnej przyczyny, bo nie wydarzyła się tu żadna tragedia, nic. Urodziłem się po to, żeby nienawidzić miejsce, z którego pochodzę.
142
Zastanawiałem się, czy po pracy zostaje sama i przygląda się ludziom przez szyby, czy wyłącza telefon, siada samotnie w barze albo kawiarni i żałuje, że nie jest kimś innym, w innym miejscu.
162
Poczułem, że pod ciężarem dziwnej spokojnej hojności Schmetterlinga coś we mnie pęka, jakiś psychiczny pancerz, i wyznałem, że zadawałem śmierć z dużej, bezpiecznej odległości, koordynowałem ataki z powietrza i lądu, uderzenia pocisków, i że – z niezrozumiałego dla mnie do tej pory powodu,/
163
choć wówczas, jak mi się wydawało, z najżywotniejszej konieczności – wróciłem z własnej woli, całkiem sam, do Iraku. Czy chciałem komuś zadośćuczynić? Czy raczej pojechałem tam tylko dla pieniędzy? A może chciałem, żeby mnie zabito? Albo też Irak był jedynym miejscem na całej kuli ziemskiej, w którym byłem w stanie odzyskać równowagę, w którym świat nienawidził mnie tak bardzo jak ja nienawidziłem świata i siebie, w którym mogłem żyć bezpiecznie, czując nigdy niekończącą się nienawiść?
183
Zostało mi jeszcze pół papierosa do spalenia, chciałem się nim cieszyć, wracając do niemyślenia o niczym.
184
Zapamiętałem też dziewczynę, bo miała wielkie zęby i usta, a kiedy mówiła, wyglądała jak potwór pożerający ciszę.
185
Pomyślałem tylko, że ten wieczór – wigilia życia, które, jak miałem nadzieję, pogrzebie na zawsze przemoc, jakiej byłem świadkiem i jaką sam zadawałem światu – zmierza nieuchronnie ku przemocy.

Greg Baxter, Pomieszkanie, przeł. J. Polak, Czwarta Strona – Grupa Wydawnictwa Poznańskiego, Poznań 2016

Moje omówienie Pomieszkania Grega Baxtera ukaże się w niebawem w miesięczniku „Twórczość”.
Grzegorz Tomicki

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *