Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki, Nie dam ci siebie w żadnej postaci

Tkaczyszyn-Dycki - Nie dam ci siebie w żadnej postaci

Kolejne książki z wierszami Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego można brać w ciemno. To jeden z niewielu poetów, jakich znam, który nigdy nie schodzi poniżej pewnego – dla większości nieosiągalnego – poziomu. Poziom ten został ustanowiony debiutanckim tomikiem Nenia i inne wiersze w 1990 roku, a potem był sukcesywnie podwyższany. Jeśli o mnie chodzi, to nie mam pojęcia, „na czym się to wszystko zasadza”, i nawet napisałem o tym całą książkę, do której czytania jednak ani zapraszam, ani nie zapraszam. Z czystym sumieniem polecam natomiast najnowszy tomik Tkaczyszyna-Dyckiego Nie dam ci siebie w żadnej postaci – otóż to! – który wydało bliżej nieznane mi Wydawnictwo Lokator z Krakowa. Chyba już je lubię.
Grzegorz Tomicki

Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki opowiada historię o charakterze autobiograficznym, opisuje i poddaje refleksji swoją przeszłość. Utrwala ją i porządkuje, próbuje się z nią godzić. Czerpie z niej natchnienie do pisania i energię do życia. Jest ona źródłem tematów do literackiego opracowywania i egzystencjalnych problemów wymagających przezwyciężenia. Najczęściej „tematy” oznaczają po prostu „problemy”, w związku z czym tworzenie jest jednym z możliwych sposobów ich rozwiązywania. W historii tej – o wyrazistym dyskursywnym szkielecie – mają swoje ustalone miejsce jego najbliżsi, bliscy oraz dalsi znajomi, żywi i zmarli. Ci, którzy w mniejszym lub większym stopniu wpłynęli na formowanie się jego psyche i którzy jako tacy istnieją wyłącznie w jego własnej narracji.

Jeżeli „liczą się wyłącznie fakty”, to jedyny fakt, na jaki możemy liczyć jako czytelnicy tej poezji, to sam fakt ­– i akt – jej istnienia. A ujmując rzecz bardziej formalnie: fakt istnienia posiadających swoje motywacje i cele oraz powodujących określone reakcje aktów mowy. Do celów tych bynajmniej nie należy objaśnianie odbiorcy, „na czym się to wszystko zasadza”.

Grzegorz Tomicki, Po obu stronach lustra. O poezji Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego

Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki opublikował m. in. Peregrynarz (1992), Liber mortuorum (1997), Kamień pełen pokarmu. Księga wierszy z lat 1987-1999 (1999), Przewodnik dla bezdomnych niezależnie od miejsca zamieszkania (2000), Daleko stąd zostawiłem swoje dawne i niedawne ciało (2003), Dzieje rodzin polskich (2005), Piosenkę o zależnościach i uzależnieniach (2008), Imię i znamię (2011), Podaj dalej (2012) oraz Kochankę Norwida (2014). Laureat m. in. Nagrody im. Barbary Sadowskiej (1994), Nagrody Niemiecko-Polskich Dni Literatury w Dreźnie (1997), Nagrody Literackiej Gdynia (2006, 2009), Hubert Burda Preis (2007), Nagrody Literackiej Nike (2009) i Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej „Silesius” (2012). Mieszka w Warszawie.

I. W cieniu choroby

moje życie nigdy nie było prawdziwe
nawet w Wólce Krowickiej
i w Lisich Jamach nie było go zbyt wiele
zatem ciążyła na nas choroba

matki i jej wszyscy kochankowie
Grzegorz W. z telewizji
uskrzydlał mnie i przeszkadzał nam
nie tylko Norwid ale i Wernyhora

czyli Bukita którego dokarmiała matka
jeszcze wtedy nie mieliśmy telewizora

II.

moje życie nie mogło być prawdziwe
ani przed kupnem telewizora
ani w dniu w którym Wernyhora
czyli Bukita (mąż naszej

Agnieszki) ukradł białego konia
i pojechał na Ukrainę
nie zabierając mnie wszakże ze sobą
choć obiecywał mi przelot balonem

nad pastwiskiem nad wygonem
nic dziwnego że skończył w Krakowie
w wariatkowie nie zabierając mnie
wszakże na Wawel: „Nikt, nikt nie chce

nas w jednym kawałku”

III.

kochankowie mojej matki
Hrudnychy mogli być bardziej
rzeczywiści jak nie Norwid
to Grzegorz W. z telewizji

mogli być bardziej niezbędni
uchwytni jak nie Norwid
ze szkolnej okładki z wierszy
to dziennikarz Grzegorz W.

przyjemniaczek który pokazywał się
o godzinie 19,30 i ponoć
ogłupiał cały naród w tym Hrudnychę
nie chciałem na chooya patrzeć




Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *