Greg Baxter: Pomieszkanie

Greg Baxter - Pomieszkanie

Pomieszkanie to debiutancka powieść Grega Baxtera, którego w Polsce znamy z wcześniej przetłumaczonej książki Lotnisko w Monachium. Przeczytawszy je obie mogę stwierdzić, że autor wypracował sobie własny, umiarkowanie oryginalny, aczkolwiek dość wyrazisty i ciekawy styl. Charakteryzuje się on m.in. powolną narracją, swoistą powierzchownością w prowadzeniu narracji (dość typowy amerykański behawioryzm) oraz nieoczywistością tak w opisie zdarzeń i postaci, jak i w ogólnej wymowie całości. Słowem, jest to proza pełna niedopowiedzeń, surowa w formie i wręcz ascetyczna, jeśli chodzi o narzucanie odbiorcy interpretacyjnej wykładni. Co ciekawe, wykładnia ta w sumie jest dość przejrzysta, aczkolwiek tylko do pewnego stopnia, którego przekroczenie autor uznałby zapewne za brak taktu, pisarskie nadużycie czy może zwykłą uzurpację. Pisarz – zdaje się mówić – nie jest przecież kimś z definicji mądrzejszym od swojego czytelnika i bynajmniej nie musi rozumieć życia lepiej od niego. Może je tylko ukazywać w tym lub innym świetle.

W obu książkach Baxter posłużył się nie tylko mniej więcej tą samą metodą twórczą, ale też podobną konstrukcją głównego bohatera i zarazem narratora. Jest nim Amerykanin w średnim wieku, ustabilizowany finansowo, lecz społecznie wyobcowany i ze zredukowaną do minimum  paletą uczuć. Można powiedzieć: współczesny amerykański człowiek wydrążony czy też przedstawiciel nowego „straconego pokolenia”, jak sugeruje jeden z recenzentów „New York Timesa”. Najważniejszym uczuciem konstytuującym jego bycie-w-świecie wydaje się wstręt, a nawet nienawiść do świata i samego siebie.

W Pomieszkaniu ów bezimienny – takim jest w obu książkach – bohater udaje się w niejasnym celu do skutego mrozem, bliżej nieokreślonego europejskiego miasta. Zrazu wydaje się, że przyjechał tu szukać swojego miejsca na ziemi. Szybko jednak orientujemy się, że takiego miejsca nigdy nie znajdzie i prawdopodobnie w głębi duszy nawet go nie szuka: „Oto zbliża się – prawdopodobnie – koniec mojego życia. Czterdzieści jeden zmarnowanych lat. Zmarnowanych albo gorzej”. Z nielicznych i skąpych informacji na temat jego przeszłości dowiadujemy się, że był marynarzem w łodzi podwodnej, brał udział w wojnie w Iraku jako ktoś w rodzaju logistyka, żołnierza „zza biurka”, a po wojnie wrócił do tego kraju, by rozkręcić tam własny na poły detektywistyczny interes. Sam nie wie, dlaczego to zrobił. Dla zadośćuczynienia komuś lub czemuś? Dla pieniędzy? A może po to, by zginąć? „Albo też Irak był jedynym miejscem na całej kuli ziemskiej, w którym byłem w stanie odzyskać równowagę, w którym świat nienawidził mnie tak bardzo jak ja nienawidziłem świata i siebie, w którym mogłem żyć bezpiecznie, czując nigdy niekończącą się nienawiść?”.

Uczucie nienawiści jest tu kluczowe. Jest to być może jedyne realne uczucie, którego bohater jest w stanie jeszcze doświadczać. Nienawidzi siebie i świata, wyobrażając sobie jednocześnie, że cały świat nienawidzi jego. Ta korelacja nie jest przypadkowa. Wydaje się ona przejawem klasycznej projekcji: ponieważ nienawidzę świata – w każdym razie tak mniemam – wyobrażam sobie, że to cały świat, łącznie z przedmiotami, nienawidzi mnie. „Patrzy się w krzesło i krzesło staje się czystą nienawiścią. Nienawiścią staje się mrugająca w łazience żarówka. Albo wejście na klatkę schodową. Albo półka z książkami. Albo dom. Albo miasto. Albo temperatura. Albo układ chmur na niebie” etc.

Bohater nienawidzi swojej przeszłości, swojego kraju, nade wszystko zaś swojego miejsca urodzenia. Kiedy je po latach odwiedza, uświadamia sobie, że znienawidził je już jako dziecko, a potem nienawidził wszystkiego, co znajdowało się pobliżu tego miejsca, a im dalej od niego, tym nienawiść ta zdawała się słabnąć. Wniosek? „Tu znajdowało się epicentrum nienawiści, choć nie miało to żadnej przyczyny, bo nie wydarzyła się tu żadna tragedia, nic. Urodziłem się po to, żeby nienawidzić miejsce, z którego pochodzę”.

Stąd zapewne pomysł wyjazdu do dalekiej Europy. Wydaje się jednak oczywiste, że jego próba ucieczki od samego siebie i od świata skazana jest na porażkę. W istocie usiłuje on bowiem uciec od nienawiści, którą nosi w sobie samym i której nie umie się wyzbyć. Tym bardziej, że nie zna jej przyczyny, nie może więc jej racjonalnie przeciwdziałać. W ten sposób poszukiwanie mieszkania w przypadkowo wybranym europejskim mieście nabiera wymiaru symbolicznego. Nie znajdzie on swojego miejsca na ziemi, ponieważ nie rozumiejąc swoich uczuć i motywacji, nie zamieszkuje nawet samego siebie, pomieszkując zaledwie w swoim „ja” niczym w hotelowych pokojach, które opuszcza, zanim  zdąży do nich przywyknąć.

W tym świetle zarówno miejscami nużąca narracja tej książki – „Piję wodę ze szklanki, napełniam ją i znów piję, i znów napełniam i piję” itd. – jak i równie nużąca egzystencja samego bohatera zaczynają współbrzmieć i zdradzają swoje źródło. Explicite wykłada się ono mniej więcej tak: „Nie wiedziałem jeszcze, czego chcę od życia, ale wiedziałem na pewno, że nienawidzę Ameryki i wolałbym, żeby przestała istnieć albo żebym ja sam przestał istnieć”.

Dość epizodyczna, aczkolwiek niezwykle dosadna krytyka porządku społecznego, a nawet dyspozycji człowieka jako takiego – wszystko „zmierza nieuchronnie ku przemocy” – nie tłumaczy chyba postępującej degrengolady psychicznej bohatera. Wydaje się też, że to właśnie brak tych racjonalnych uzasadnień – podejrzenie, że one w ogóle nie istnieją – jest najbardziej przerażający tak dla bohatera, jak i dla czytelnika. Jeśli popadniesz w podobne egzystencjalne tarapaty, jesteś w zasadzie stracony – zdaje się mówić autor. Nie tylko bowiem w nie popadłeś, ale i nie za bardzo ci się chce z nich wydostawać. Nie masz i nie szukasz ku temu powodów. Coś – nie wiadomo co – ciągnie cię w nicość. „Nie da się zmienić człowieka od środka. Nikt nie pragnie zmiany najskrytszych głębin i pokładów własnej duszy. Dzieje się tak dlatego, że nikt nie potrafi zajrzeć w głąb siebie do końca, zapytać się o siebie czy doświadczyć anonimowo własnych uczuć”.

Nasuwa się wszelako pytanie: a co, gdybyśmy potrafili „zajrzeć w głąb siebie do końca”? Samo to pytanie budzi w człowieku pełnym życia nie lada popłoch, jak by powiedział Tadeusz Różewicz – twórca poniekąd z tej samej bajki co Baxter.

Grzegorz Tomicki

Pierwodruk: Twórczość” 12/2016


Autor: Greg Baxter
Tytuł: Pomieszkanie
Tytuł oryginału: The Apartment
Przekład: Jędrzej Polak
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Miejsce i data wydania: Poznań 2016
Stron: 196
ISBN: 9788379763436




Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *