Krzysztof Bielecki: Nóż
Nóż rozpoczyna się przewrotnym wstępem-listem Do Delfiny Potockiej, utrzymanym – podobnie jak cała książka – w tonie ironiczno-sentymentalnym. Dlaczego jest to wstęp przewrotny? Otóż autor ujawnia w nim, o czym jego książka mniej więcej będzie i o co w niej ogólnie chodzi. Ryzykowny zabieg. Jaki pisarz dobrowolnie pozbawia się możliwości operowania niespodzianką? W tym przypadku jednak ryzyko w pełni się opłaciło. Bo mimo tego pozornie lekkomyślnego odkrycia kart, cały ciąg dalszy okazuje się zaskakujący. Diabeł bowiem – czyli literatura – tkwi w szczegółach. O „mniej więcej” i „ogólnie” można się rozpisywać do woli, lecz ostatecznie liczy się językowa aktualizacja, konkret, detal, a jednocześnie – niby przeciwnie – to, do czego owe konkrety bardziej lub mniej skrycie odsyłają; to, czego sam język w swojej dosłowności wyrazić nie potrafi; to, co ulotne, nieuchwytne i niewysławialne.
Autor zatem ujawnia i nie ujawnia we wstępie, czym jest dla niego i czym może/powinien być dla czytelnika Nóż. A robi to mniej więcej tak:
„Nóż kroi kilka wątków: zbrodniczy, miłosny, dziecięcy, historyczny”. Niby prawda jak kawa na ławie, ale owe „wątki” nie są, rzecz jasna, najważniejsze. To jedynie tło, na którym rozgrywa się swoisty egzystencjalny dramat i ludzka komedia zarazem. Czyli jednostkowe doświadczenie na tle doświadczenia zbiorowego (zatem niczyjego w szczególności) i zbiorowych ze swej istoty konwencji narracyjnych, usiłujących (zwykle bez powodzenia) doświadczenie owo pochwycić. Wątki te są literacko „pokrojone” i w rezultacie składają się na zupełnie inną całość, niesprowadzalną do ich sumy. Innymi słowy, dość proste w istocie zabiegi krojenia i szycia przynoszą nadzwyczaj owocne skutki: ukazują jakąś nieoczywistą materię życia.
Dopowiedzenie poprzedniego cytatu: „Z galerią zmyślonych postaci, prawdziwych i zmyślonych, które przyszło mi kochać”. Czyli jak zawsze w literaturze i jak zawsze w życiu: prawda i zmyślenie obyć się bez siebie nie mogą. Powieść toczy się w dwóch planach czasowych: w 1967 i 1977 roku. Rzeczywistość tamtych lat wprost wylewa się z każdego niemal zdania powieści, choć nigdy nie staje się tematem samym w sobie – „przydarza się” narracji niejako bezwiednie i zupełnie nienachalnie. Przy czym „prawda” miłości narratora wydaje się zdecydowanie istotniejsza od „fikcji” wątku zbrodniczego czy faktograficznej dosłowności wątku historycznego. Sugeruje też wyraźnie autobiograficzne podłoże, choć może dzieje się tak tylko (aż) za sprawą pisarskiej sprawności autora.
I dalej: „I to w miejscach czytelnych: kutnowskich, łódzkich, płockich, łowickich, warszawskich, gdańskich, krakowskich, ale też – niech żyje uniwersum – każdych: prowincjonalnych i wybitnych”. Miejsca są wprawdzie ważne, w gruncie rzeczy jednak przypadkowe. Liczy się zawsze to, co „przychodzi nam kochać”. „Miejsca czytelne” są ważne o tyle, o ile ważna jest miłość (ta zaś jest zawsze mniej czytelna, zawsze niedoczytana, niewyjaśnialna), która się w nich rodziła, kwitła i umierała. „Homo sapiens kutnowski” to przede wszystkim homo sapiens, choć okrzyk autora „niech żyje uniwersum” należy wziąć raczej w ironiczny nawias. Nie o takie uniwersum chyba tu chodzi. Raczej o nawiązanie skutecznej intersubiektywnej komunikację pomiędzy dwoma odrębnymi, autonomicznymi światami przeżyć. Opisywane w Nożu realia kutnowskie niespodziewanie ożywiały na przykład moje własne zaprzeszłe realia lubińsko-legnickie, za co jestem autorowi wdzięczny.
Kluczowe we wstępie wydają się zdania: „Nóż to książka skręcona, jak wszystkie moje pozostałe” oraz „Rzecz napisana jest na przekór donosicielom prostych historii – jakby życie było prostą historią. A nie jest. Nie ma przyczyn, nie ma skutków. Zarasta je trawa, ziemia i niebo. Przelewa się w Nożu rzeka ludzi i zdarzeń, i biegnie donikąd. Choć dokądś by chciała”. Rzecz jest „skręcona” właśnie dlatego, że „napisana na przekór donosicielom prostych historii”, a więc ich upraszczającym, konwencjonalnym narracjom. Każdy jasno wyrażony sens jest bowiem wytwarzany zawsze kosztem nieuchronnych uproszczeń, bez których ludzkie dążenie do tego sensu „biegnie donikąd”, choć dokądś chce. I być może, zdaje się sugerować autor, człowiek spełnia się wyłącznie w owym chceniu, w dążeniu, w poszukiwaniu, w „biegu” – a więc w procesie, nie w tak czy inaczej wykoncypowanym, fantazmatycznym obiekcie. I język Noża, trzeba przyznać, biegnie jak szalony. Z impetem godnym tej właśnie sprawy.
„Nóż to kryminał czarujący. Nie chwali rozumu. Kroczy w awangardzie. Wyrósł z tego, co ja: z dzieciństwa, z ogrodu, z Giuletty i duchów Felliniego, z Pietruszki Strawińskiego, z Theloniousa Monka, ze Mnie i miasteczka Chagalla, ze Strzemińskiego, z buntu, z galimatiasu, z konkretu i zaraz z ucieczki od konkretu”. Czy Nóż to kryminał? Zapewne: jest zbrodnia, jest zagadka, jest związane z tym napięcie. Nie jest to jednak specjalnie użyteczny określnik. Kryminałów jest mnóstwo, zwykle mocno konwencjonalnych, książka Bieleckiego jest pod wieloma względami oryginalna, wyjątkowa. I wielowymiarowa. I „czarująca” w tym sensie, że potrafi wciągnąć czytelnika w wyczarowany przez siebie świat, a raczej w sposób jego opisu (co pewnie na jedno wychodzi). To kryminał na opak, czyli taki, który „nie chwali rozumu”. Kryminał o tyle, o ile zawarta w nim zagadka jest zagadką ludzkiego istnienia.
Czy powieść Bieleckiego znajdzie wielu czytelników? Obawiam się, że nie. Będą to jednak czytelnicy, jak sądzę, wyjątkowo wdzięczni (tacy jak ja). Powinna też zostać doceniona w środowisku, choć i z tym różnie dzisiaj bywa.
Grzegorz Tomicki
Autor: Krzysztof BieleckiTytuł: Nóż
Seria: Polska Proza Współczesna
Wydawca: Państwowy Instytut Wydawniczy
Miejsce i data wydania: Warszawa 2019
Stron: 276
ISBN: 9788366272040
Dodaj komentarz