Orhan Pamuk: Nazywam się Czerwień

Pamuk Nazywam się CzerwieńLiteratura to bardzo zagadkowa rzecz. Wbrew ogólnej opinii, nie tyle odkrywa ona jakieś tajemnice, ile sama je produkuje – a dopiero potem uchyla albo i nie uchyla ich rąbka, nigdy całości.

Co ciekawe, im bardziej tajemnicze pozostaje dzieło literackie po jego przeczytaniu, tym bardziej wydaje się, że zawiera ono jakąś ukrytą życiową Mądrość. Czytelnik ma przy tym często wrażenie, że jest ona na wyciągnięcie ręki i jeśli tylko udałoby mu się wykrzesać z siebie odrobinę inteligencji, wyobraźni lub po prostu myślowej dyscypliny, mógłby Mądrość tę nie tylko posiąść (brzydkie słowo), ale nawet wykorzystać ją w swoim codziennym życiu.

Czytelnik ma takie wrażenie zupełnie nieprzypadkowo, albowiem zwykle projektuje je – o ile mu się udaje – autor i to jest właściwie jedyny prezent, jaki ma on do zaofiarowania czytelnikowi. Tj. autor projektuje i ofiarowuje czytelnikowi wrażenie, że jego dzieło zawiera Tajemnicę i że jest ona na wyciągnięcie ręki, projekt ów natomiast zupełnie nie przewiduje, aby owa ręka rzeczywiście miała jej dosięgnąć.

Co więcej, autor jest nie tylko autorem, ale też czytelnikiem własnego dzieła, któremu też się wydaje, że zawiera ono jakąś Tajemnicę i że jest ona na wyciągnięcie ręki. Fakt, że autor sam projektuje Tajemnicę, której istnienie następnie „przeczuwa” i stara się „dociec”, czasami dociera nawet do niego samego, prowokując go do zadawania sobie egzystencjalnych tudzież metafizycznych pytań na temat sensu twórczości artystycznej i nieartystycznej oraz życia w ogóle.

Na przykład jeden z licznych narratorów Nazywam się Czerwień Orhana Pamuka tak oto puentuje jedną ze swoich licznych pouczających opowieści: „Było coś poruszającego we wspomnieniu bohatera, rozpaczającego straszliwie, gdy zrozumiał, że żołnierz, któremu rozpruł pierś, to jego rodzony syn”. Po czym przytomnie pyta: „Choć właściwie co?”. Co mianowicie było w tym wspomnieniu tak poruszającego? Czym było owo „coś”? Niestety albo i stety, kwestia ta nie zajmuje go zbyt długo i już w następnym zdaniu jak gdyby nigdy nic opowiada jakieś trele-morele o pogodzie, czyli o deszczu uderzającym w klasztorny dach. Zaraz potem wymyka mu się jednak zdanie, po którym nareszcie – a jest już pod koniec grubaśnej powieści – rozpoznajemy w tym właśnie narratorze poszukiwanego mordercę, więc być może owo niewinne z pozoru i jakby mimochodem rzucone pytanie „Choć właściwie co?” nie jest znów tak niewinne, jakby się mogło wydawać.

Bo choć przez 550 stron łamaliśmy sobie głowę nad tym, czy tajemniczym mordercą jest Oliwka, Bocian czy Motyl – a może ktoś zupełnie inny? – żywiąc się niejasnym, aczkolwiek głębokim przekonaniem, że odkrycie tej zagadki powie nam coś ważnego o autorze, jego powieści, literaturze albo i o życiu, to szczerze mówiąc po jej odkryciu ciśnie nam się na usta pytanie: „Choć właściwie co?”. Co nam odkrycie tej zagadki właściwie mówi o czymkolwiek? Ale czy to nie jest właśnie owa Tajemnica, o którą cały czas chodzi?

*

Jak się produkuje taką Tajemnicę możemy się dowiedzieć z książki Orhana Pamuka Nazywam się Czerwień, w której opisany jest proces napełniania dzieła – wprawdzie graficznego – „przerażającą aurą boskiej tajemnicy”: „opowiedziałem, w jaki sposób przedstawiłem zgładzenie przez naszego poprzedniego wielkiego wezyra buntowników, którzy schronili się w górach. Delikatne i z szacunkiem ułożyłem w rogu karty ścięte przez niego głowy, gustownie rysując każdą z nich, ale nie jak zwykłą głowę oddzieloną od zwłok, ale jako indywidualną twarz, w stylu portrecistów europejskich, brużdżąc przed śmiercią brwi, plamiąc czerwienią szyję, wkładając w zgnębione usta pytanie o sens życia, otwierając nozdrza na ostatni desperacki wdech i zamykając oczy na ten świat. W ten sposób sprawiłem, że malowidło wypełniła przerażająca aura boskiej tajemnicy”. Ów miniaturzysta-morderca sam jednak nie ma raczej bladego pojęcia, czym owa Boska Tajemnica mogłaby być, a tylko posiadł (brzydkie słowo) umiejętność wytwarzania jej „przerażającej aury”, czym wywiera przerażające wrażenie na odbiorcach.

Takie samo wrażenie mogą odnieść czytelnicy powieści Pamuka, którzy od pierwszego jej zdania „Jestem trupem” wciągnięci są w „przerażającą aurę” wielce tajemniczej zbrodni, która natychmiast zaczyna zaprzątać ich umysł. Kim jest zabity? Kto zabił? Dlaczego? Nade wszystko zaś: dlaczego autor o tym opowiada (wszak dzieło musi mieć jakiś „głębszy” sens)? Wydaje im się, że gdy otrzymają odpowiedzi na te pytania, spłynie na nich jakaś cząstka Mądrości, dzięki czemu będą bliżej odpowiedzi na nieśmiertelne pytanie: jak żyć? Zdają się przy tym w ogóle nie zważać na pewne istotne okoliczności.

Po pierwsze, historia jest zupełnie fikcyjna, a więc podobnego autoramentu może być również zawarta w niej Tajemnica i Mądrość.

Po drugie, jeszcze przed chwilą o istnieniu tej Tajemnicy w ogóle nie wiedzieli i gdyby nie sięgnęli po książkę, nie byłoby najmniejszego powodu, aby trudzić się jej rozwikłaniem. W tym sensie literatura podobna jest do reklamy: wmawia nam, że jest nam niezbędne do życia coś, o czym dotąd nie słyszeliśmy ni dudu (np. przycisk do papieru w kształcie wesołego Buddy).

Po trzecie, pisarz pisze po to, by robić wrażenie na czytelniku, nie zaś po to, aby przekazywać mu jakieś mądrości. Autor nie jest mądrzejszy od czytelnika tylko dlatego, że jest autorem. Autor w ogóle nie musi być mądry ani nawet specjalnie uzdolniony artystycznie, musi tylko umieć robić takie wrażenie. Miniaturzysta Bocian wykłada to tak: „Wielu twierdzi, że dobrego miniaturzystę poznaje się po jego przedstawieniu konia. Ale żeby zostać najlepszym iluminatorem, nie wystarczy namalować dobrego konia. Trzeba również przekonać sułtana i krąg jego pochlebców, że naprawdę jesteś najlepszym”.

Po czwarte, jeśli uda nam się jednak wyciągnąć z lektury książki jakąś „rzeczywistą” życiową wiedzę, to może być ona zupełnie sprzeczna z tym, czego oczekiwaliśmy i czego „rzeczywiście” potrzebujemy, i może lepiej byłoby jej w ogóle nie posiąść (brzydkie słowo). Jak mówi inny bohater Pamuka, Czarny: „Księgi, które podobno przynoszą pocieszenie w nieszczęściu, w rzeczywistości potęguję rozpacz”.



Literaturę konstytuuje zupełnie niezagadkowy paradoks: żywi się ona tajemnicami, nie może ich więc odkrywać.

Gdybyśmy wiedzieli, co „naprawdę” kryje się za tajemniczym uśmiechem Mony Lisy, to czymkolwiek by to było – nawet gdyby się okazało, że Lisa (jak podejrzewają niektórzy profani) to facet – uśmiech ten stałby się z miejsca jednowymiarowy, banalny i zupełnie nieatrakcyjny. Jak utyskuje miniaturzysta Velikan, czyli Oliwka: „prawdę mówiąc, żałowałem, że pokazałem im to wszystko pod wpływem paniki. Jedynie tajemnice człowieka, którego życie pozbawione było sensu, mogły zostać tak łatwo odkryte”.

Nie tylko bohaterom literackim, ale i autorom zdarza się jednak wyjawiać te tajemnice. Jak się wydaje, ku ogólnemu nieukontentowaniu.

Weźmy np. taką książkę jak Nazywam się Czerwień Orhana Pamuka. Od pierwszego jej zdania „Jestem trupem” wciągnięci zostajemy – my, czytelnicy – w „przerażającą aurę” bardzo tajemniczej zbrodni, która natychmiast zaczyna zaprzątać nasz umysł. Kim jest zabity? Kto zabił? Dlaczego? Nade wszystko zaś: dlaczego autor o tym opowiada? – wszak dzieło musi mieć jakiś „głębszy” sens (inaczej autor okazałby się hochsztaplerem, my zaś naiwnymi idiotami, a w to przecież nikt nie uwierzy).

Szczególnie nakłaniani jesteśmy, zgodnie z regułami konwencji, do odkrycia tożsamości mordercy. Zwracamy więc uwagę zwłaszcza na te niezbyt nieliczne fragmenty nader obszernej powieści, w których to on sam jest narratorem i w których perwersyjnie i nieustannie nas podpuszcza, niejako mimochodem ujawniając samą istotę Tajemnicy: „Z pewnością rozumiecie, iż opowiadam o tym wszystkim z powodu mojego kłopotliwego położenia. Ale gdybym ujawnił choć jeden ze szczegółów zabójstwa, wtedy byście wszystko zrozumieli i to uwolniłoby mnie od bycia bezimiennym, mordercą bez twarzy, włóczącym się między wami jak zjawa. Zostałbym zdegradowany do roli zwykłego przestępcy, który przyznał się do winy, poddał się po to, by wkrótce zapłacić głową za swoją zbrodnię”. Łapiemy, o co chodzi: bohater przestałby być tajemniczym bohaterem, a więc w ogóle bohaterem, a stałby się pospolitym, nieciekawym przestępcą. „Pozwólcie mi nie rozwodzić się nad każdym szczegółem, niech będzie mi wolno zatrzymać pewne ślady tylko dla siebie: spróbujcie odkryć, kim jestem, poprzez mój dobór słów i kolorów, tak jak skrupulatni ludzie, tacy jak wy, mogliby badać ślady stóp, aby złapać złodzieja”. Nie dajmy się zwieść komplementom: bohater ma nadzieję właśnie na naszą nieskrupulatność – o co przy wielogodzinnej lekturze nietrudno – dzięki której może nas wodzić za nos.

Czasami zdaje się nam ułatwiać sprawę, w rzeczywistości jednak tylko ją utrudnia: „Aby móc żyć tak, jakby nic nadzwyczajnego się nie zdarzyło, postanowiłem mówić różnymi głosami. Jeden należy do mnie, tego prawdziwego, z życia sprzed zbrodni, a drugi – do podłego mordercy. Mówię nim obecnie i nie przyznaję się przed sobą, że jestem zabójcą. Niech czasem nikt tych głosów nie łączy”. Nie dość więc, że mówi do nas dwoma głosami, a my nie wiemy, który jest który, to jeszcze zwodzi nie tylko nas, ale i siebie samego, a zatem mówiąc całkiem szczerze, może jednocześnie kłamać w najlepsze.

„Podkreślam też, że nie mam indywidualnego stylu ani nie robię błędów, które zdradzałyby moje autorstwo. Rzeczywiście wierzę, że styl lub, w tym przypadku, cokolwiek, co odróżnia pracę jednego miniaturzysty od drugiego, jest błędem, a nie indywidualnym charakterem stylu, jak twierdzą niektórzy. Muszę przyznać, że w obecnej sytuacji przekonanie to stwarza problem, dlatego kryję się pod pseudonimem troskliwie nadanym mi przez mistrza Osmana i używanym przez Wuja, któremu także się spodobał. I nie chciałbym, żebyście odkryli, czy jestem Motylem, Oliwką czy Bocianem. Gdybyście się zorientowali, kim jestem, nie zawahalibyście się posłać mnie na tortury sułtańskiej gwardii”. Oczywiście nie chodzi tu o żadne tortury, a o lęk przed utratą statusu tajemniczego bohatera. „Dlatego muszę uważać na to, co mówię i myślę. Bo nawet gdy jedynie rozmyślam, czuję, że mnie bacznie obserwujecie. Nie mogę sobie pozwolić na kontemplację moich frasunków czy obciążających mnie szczegółów. Jeśli jednak mam styl, i charakter, to można go uchwycić nie tylko w mych dziełach, ale także w mej zbrodni i moich słowach! Spróbujcie z koloru moich słów odgadnąć, kim jestem!”. Odgadnąć z koloru słów, w których nie ma indywidualnego stylu, choć może i jest: w tym jest głębsza Mądrość, a my wciąż nie wiemy jaka.

W pewnym momencie bohater zaskakuje nas pytaniem: „Czy zdołaliście odkryć, kim jestem, po sposobie, w jaki namalowałem konia?”, po którym czujemy się jak sztubacy przyłapani na nieuważnej lekturze i gorączkowo staramy się przypomnieć, jak to też kilkanaście stron wcześniej zostały opisane sposoby malowania koni przez Oliwkę, Motyla i Bociana. Jeśli rzeczywiście jesteśmy „skrupulatnymi ludźmi”, czytamy te strony jeszcze raz. Jeśli natomiast jesteśmy ludźmi rozsądnymi, idziemy dalej, albowiem wiemy, że z kontemplowania „aury boskiej tajemnicy” nic nie wyniknie, a my i tak się w końcu dowiemy od autora, kto zacz ów morderca.

A kiedy po kilkunastu rozdziałach, przy czytaniu których byliśmy zapewne mniej skrupulatni, bo ich narratorem nie był miniaturzysta-morderca, ten ostatni znów się pojawia i pyta z głupia frant: „Zapomnieliście o mnie, prawda? Nie ma powodu, bym dłużej ukrywał przed wami moją obecność. Odczuwam nieznośną potrzebę mówienia do was tym głosem, który stopniowo się we mnie nasila. Czasami powstrzymywałem się z wielką trudnością, bałem się, by ów ton głosu mnie nie zdradził. Czasem wyrywają mi się słowa świadczące o mojej drugiej osobowości, może to zauważacie. Zaczynają mi wtedy drżeć ręce, a na czole pojawiają się krople potu”. Po czym obscenicznie się z nami przekomarza: „Już dawno zorientowaliście się, kim jestem, chociaż próbowałem ukryć swą tożsamość. Mimo wszystko nie dziwicie się, że zachowuję się jak starzy mistrzowie z Heratu. Oni ukrywali swoje podpisy nie dlatego, żeby się nie ujawniać, ale z szacunku dla swoich mistrzów i tradycji”.

Rzecz jasna, nie chodzi tu o mistrzów-morderców, ani nawet o mistrzów-iluminatorów z Heratu, lecz mistrzów literackich i o literacką tradycję. Literatura zaś i jej mistrzowie żywią się tajemnicami, których nie powinni frajersko odkrywać.

Tymczasem kiedy po długotrwałym, wielokrotnym i bolesnym sponiewieraniu naszej inteligencji, wyobraźni oraz czytelniczej skrupulatności, w końcu dowiadujemy się, kim był morderca, Pamuk przy zupełnie innej okazji dobija nas refleksją: „Kończąc pracę nad powieścią, uświadomiłem sobie, że kryminalna intryga oraz wątek detektywistyczny są wymuszone i niepotrzebne, było już jednak za późno”. Niestety, za późno także dla nas, wpuszczonych w te „wymuszone i niepotrzebne” maliny czytelników.

Zawsze mnie zastanawiało: skoro pisarze – w każdym razie ci z ambicjami – twierdzą, że intryga kryminalna w takiej czy innej ich powieści jest w zasadzie nieistotna, to na cholerę ją w ogóle wprowadzają? Odpowiedź nasuwa się sama: aby wzbudzić w czytelniku poczucie, że zaabsorbowany intrygą przegapił kryjący się gdzieś obok – na wyciągnięcie ręki, choć jednocześnie niedosiężny – „głębszy sens” całości.

Czyż nie przed tym właśnie ostrzega ostatnie zdanie powieści Pamuka? „By opowiedzieć naprawdę zachwycającą, przekonującą historię, Orhan nie cofnąłby się przed żadnym kłamstwem”.

*

Ale co w takim razie było niewymuszone i potrzebne? W czym tkwił, o ile tkwił, „głębszy sens” opowieści? Zapytajmy autora: „Jeśli zapytalibyście, czym jest Nazywam się Czerwień, odpowiedziałbym, że w swej najgłębszej istocie jest opowieścią o artystycznym zapominaniu i lęku przed zostaniem zapomnianym”. Cóż, jeżeli chodzi o „artystyczne zapominanie i lęk przed zostaniem zapomnianym”, to jest z tym dokładnie tak, jak z przemijaniem: my także jesteśmy przeciw!

Ale to przecież żadna Tajemnica.

Grzegorz Tomicki

Pierwodruk: „Twórczość” 5/2014


Autor: Orhan Pamuk
Tytuł: Nazywam się Czerwień
Tytuł oryginału: Benim Adim Kırmızı
Przekład: Danuta Chmielowska
Wydawca: Wydawnictwo Literackie
Miejsce i data wydania: Kraków 2015
Stron: 632
ISBN: 9788308060735, 9788308057940, 9788308039984


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *