Orhan Pamuk: Pisarz naiwny i sentymentalny

Orhan Pamuk: Pisarz naiwny i sentymentalny

Orhan Pamuk: Pisarz naiwny i sentymentalny

Książka Orhana Pamuka Pisarz naiwny i sentymentalny napisana jest prostym, zrozumiałym, pięknym literackim językiem, jak na laureata nagrody Nobla przystało (choć nie jest to może reguła bezwyjątkowa). Zdania wychodzące spod pióra uznanego i powszechnie – może poza Turcją – lubianego pisarza tak dalece zalecają się swoim pięknem, prostotą i zdroworozsądkowym trybem, że niemal nie sposób zaprzeczyć wyłożonym w nich racjom. Osobiście jednak dość szybko złapałem się na tym, że właściwie wszystko, co czytam – choć nad wyraz gładkie i na pozór przekonujące – jest zupełnie niezgodne z tym, co sam sobie w zaciszu mojej mózgownicy po amatorsku na temat literatury myślę. Ostatecznie zatem książka Pamuka wydała mi się tyleż piękna, co bałamutna. 

Weźmy na przykład takie proste i piękne zdanie: „Najlepszym sposobem badania tego gatunku – czyli powieści – jest czytanie wybitnych książek i dążenie do napisania czegoś równie dobrego”. Ma się rozumieć, że aby „badać” ten szacowny gatunek – tj. powieść – a potem samemu coś wartościowego napisać, trzeba czytać nie tylko dużo, ale i autorów wybitnych, a Pamuk ma tu na myśli pakiet naprawdę mistrzowski: „Tołstoj, Dostojewski, Proust czy Man” itd. w ten deseń. Ale czy rzeczywiście „dążenie do napisania czegoś równie dobrego” jest tym sposobem, który miałby prowadzić do stworzenia czegoś równie wartościowego?

Wydaje mi się dość oczywiste, że Tołstoj, Dostojewski, Proust czy Man bynajmniej nie pragnęli pisać jak poprzedzający ich mistrzowie gatunku, których talentem i inwencją twórczą prześcignęli. O ile mnie intuicja nie zwodzi, chcieli raczej pisać inaczej, odważniej, oryginalniej. Nie chcieli chyba tworzyć czegoś „równie dobrego” jak coś, czego dokonano przed nimi, lecz raczej coś własnego, nowego, większego, a więc po prostu – w ich mniemaniu – lepszego. Chcieli wytyczać nowe kierunki nie tylko w powieści, ale i w sposobach ludzkiego myślenia. Wystawiali się tym samym na niemałe niebezpieczeństwa. Ryzykowali tym, że nikt nie pójdzie wytyczonymi przez nich szlakami – jak wiemy, opinia publiczna na pstrym pegazie jeździ – albo że zaprowadzą ich one donikąd. Musieli więc wykazać się sporą dozą samozaparcia, wiary w siebie i zwykłej życiowej odwagi. Nie podziwiamy ich za to, że byli „równie dobrzy” jak inni, których godnie zastąpili, stąpając po ich śladach. Gdyby chcieli komukolwiek dorównywać, skończyliby jak – że sięgnę po przykłady z innego podwórka – Adam Zagajewski czy Wojciech Wencel. Wprawdzie podobni autorzy mają swoich wiernych admiratorów i „miłośników”, ale raczej na zasadzie lubienia tego, co się już zna. Twórczość co się zowie – tak jak ją rozumiem – polega jednak chyba na czym innym. Tworzenie to nie odtwarzanie.

Pal licho „dobrą” powieściową robotę, co to nie ma ambicji być lepszą. Ostatecznie można przecież prześcignąć mistrzów, chcąc im tylko dorównać. Jak na kogoś obdarzonego wyobraźnią raczej psychologiczną niż mitotwórczą, konfundują mnie jednak pewne bałamutne stwierdzenia pisarza, formułowane przy tym – jak mniemam – najzupełniej bona fide, a wynikające chyba z jego niczym nieskrępowanego pięknoduchostwa, czego u literatów tudzież nieliteratów nie tylko nie lubię, ale nawet miałbym ochotę zwalczać (czego z wrodzonej łagodności jednak nie robię).

Pisze Pamuk na przykład tak: „Pielęgnowanie w sobie miłości do powieści i podtrzymywanie nawyku ich czytania świadczy o pragnieniu ucieczki od dwuwartościowej logiki kartezjańskiego świata, w której ciało i umysł, logika i wyobraźnia tworzą system wyraźnych opozycji. Wyjątkowość powieści polega na tym, że pozwalają one bez niepokoju zestawiać sprzeczne myśli i uwzględniać jednocześnie różne punkty widzenia”. Bardzo piękna myśl i można by ją z grzybkami podać, ale coś mi podpowiada, że taka „miłość do powieści” podyktowana jest nie tylko „ucieczką od dwuwartościowej logiki kartezjańskiego świata”, ale i ucieczką od (zasady) rzeczywistości jako takiej. Po prostu: hulaj dusza, nijakiej racjonalności ani logiki nie ma. Można swobodnie oddawać się infantylnym fantazjom – o ileż łatwiej w nich o zaspokojenie niż w realnym świecie!

Ale żeby brać takie „zestawienie sprzeczności” i ogólny chaos „bez niepokoju”, to już chyba udaje się tylko psychotykom. Przepraszam, chyba się zagalopowałem. Toż nawet psychotycy kierują się jakąś – swoją własną – logiką, która zresztą nie chroni ich przed lękiem, a nawet najczęściej wręcz przeciwnie: czyni ich samotnymi w swoim postrzeganiu rzeczywistości, tym bardziej więc narażonymi na ciosy. Bez jakiejś logiki, jakiegoś sposobu porządkowania doświadczeń żaden człowiek – zdrowy na umyśle czy nie – w ogóle funkcjonować nie może. Tak czy inaczej, życie w chaosie i sprzecznościach ma niewiele wspólnego z radosnym, beztroskim i bezpiecznym radowaniem się z pisania lub czytania powieści. Chyba, że jest to „zestawienie sprzeczności” takie tylko na niby, fikcyjne, ale wtedy cała argumentacja pisarza traci jakąkolwiek wartość, czyniąc z literatury czczą rozrywkę, a nie doświadczenie par excellence egzystencjalne.

Pamuk jednak wydaje się w ogóle indywiduum ulepionym z innej gliny niż pozostali śmiertelnicy, skoro nakręcają go zupełnie inne pragnienia: „Pragnienie stworzenia możliwie wielu różnorodnych postaci dzięki przezwyciężeniu różnic kulturowych, historycznych, klasowych i płciowych – a więc pragnienie wykroczenia poza siebie w celu ogarnięcia pełni ludzkiego doświadczenia – jest podstawowym impulsem twórczym, który zachęca do pisania i czytania powieści, uświadamiając zarazem organiczną zdolność zrozumienia drugiego człowieka”. Jak żyję, nie spotkałem jeszcze człowieka, który nie dbałby w pierwszym rzędzie o integrację swojego ja, a wręcz przeciwnie – z premedytacją dążyłby do uzyskania tzw. osobowości wielorakiej, której posiadacze skazani są na niewyobrażalne wprost cierpienia.

Czy rzeczywiście „podstawowym impulsem twórczym” może być „pragnienie wykroczenia poza siebie w celu ogarnięcia pełni ludzkiego doświadczenia”? O ile znam ludzi i życie, nikt nie chce dobrowolnie „wykraczać poza siebie” już choćby z tego względu, że każdy uważa, iż to on właśnie ma rację, a nie inni. Że to jego światopogląd jest jedynie słuszny, inni zaś grzęzną w bardziej lub mniej absurdalnych myślowych aberracjach. Jakże mógłby chcieć stać się tym innym, kto tej racji nie ma i kogo światopogląd jest bardziej lub mniej poważnie zwichrowany?

Osobiście uważam, że autor pisze powieść intuicyjnie, spełniając swoje – i czytelników – nieświadome życzenia, a wszystko, co ma potem na jej temat do powiedzenia, to jego bardziej lub mniej przemyślne racjonalizacje, mające maskować charakter i treść tych życzeń, w istocie zazwyczaj narcystycznych i egoistycznych. Napędzają go zatem nie jakieś abstrakcyjne pragnienia „wykraczania poza siebie” i osiągania „pełni życia” (każde życie zawsze stanowi pełnię samego siebie), ale zwyczajne ludzkie, czyli przede wszystkim społeczne potrzeby: bycia akceptowanym, podziwianym, kochanym, wyróżnianym itd., a więc ogólnie potrzeba wzmocnienia poczucia własnej wartości. I nie ma w tym niczego ani wzniosłego, ani wstydliwego.

Nie wiem jak Wy, ale ja na Pamukowe banialuki nabrać się nie dam. Choć on sam – jako sprawny i przekonujący opowiadacz – zapewne w nie wierzy.

I jeszcze jedno, kiedy pisarz-noblista zwierza się prostodusznie, iż „nauczył się traktować życie poważnie dzięki temu, że w młodości traktował poważnie powieści”, to miałbym ochotę wysłać go na bezrobocie, pod most albo do pracy w kopalni albo w Biedronce przy kasie. Ciekawe, czy wtedy traktowałby życie mniej poważnie.

A tak całkiem na marginesie, Pamuk to naprawdę przedni pisarz. Dlatego lubię się z nim spierać.

Grzegorz Tomicki

Pierwodruk: „Twórczość” 11/2014

Autor: Orhan Pamuk
Tytuł: Pisarz naiwny i sentymentalny
Tytuł oryginału: The Naive and the Sentimental Novelist
Przekład: Tomasz Kunz
Wydawca: Wydawnictwo Literackie
Miejsce i data wydania: Kraków 2012
Stron: 180
ISBN: 978-83-08-04971-6




Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *