Ewa Jasiewicz: Podpalić Gazę

Ewa Jasiewicz, Podpalić Gazę1.    Polscy okupanci

Podpalić Gazę to pierwsza książka Ewy Jasiewicz, dziennikarki brytyjskiej, działającej na rzecz obrony praw człowieka, redaktorki polskiej edycji miesięcznika „Le Monde Diplomatique”. Należała ona do nielicznego grona zagranicznych dziennikarzy obecnych w Strefie Gazy podczas jej blokady i operacji Płynny Ołów, przeprowadzonej przez wojska izraelskie na przełomie 2008 i 2009 roku. W roku 2010 uczestniczyła w międzynarodowej akcji humanitarnej Flotylla Wolności, zakończonej niesławną interwencją izraelskich komandosów, w efekcie której zginęło dziewięciu cywilnych działaczy.    

Ojciec autorki podczas drugiej wojny światowej służył w Palestynie jako żołnierz armii generała Andersa. Ona sama o tym epizodzie polskiej historii wypowiada się nader krytycznie: „Dla Irakijczyków, Irańczyków, Egipcjan i Palestyńczyków żołnierze z Armii Andersa z wyglądu nie różnili się zbytnio od znanych im okupantów brytyjskich. Przybyli tam, aby umacniać okupację i kolonialny porządek, których ofiarami od dziesięcioleci padała miejscowa ludność”. Przyjmując punkt widzenia miejscowej ludności, określa przybycie polskich żołnierzy jako „atak”: „Dla większości Palestyńczyków – Arabów palestyńskich – nadejście nowych batalionów oznaczało wzmożoną okupację. Przybycie Armii Andersa wyglądało jak atak. Kraj najechały 264 czołgi, 1241 transporterów opancerzonych, 440 samochodów pancernych, 248 sztuk artylerii, 288 sztuk broni przeciwpancernej, 234 sztuki broni przeciwlotniczej oraz 12 054 samochody”. Podkreśla ich niechlubny udział w okupacji: „Pod komendą brytyjską polscy żołnierze występowali w roli brutalnych okupantów”.

Tymczasem sami żołnierze zapatrywali się na tę kwestę zgoła inaczej. Nie uważali się za okupantów. Dla nich Palestyna stanowiła zaledwie przystanek na drodze do dalszej walki z Niemcami i Rosjanami po stronie aliantów. Autorka nie oskarża szeregowych żołnierzy – w tym swojego ojca – a nawet ich usprawiedliwia: „Nie mogę mieć ojcu za złe, że był nieświadomym okupantem i że stał «po drugiej stronie». To nie on napisał dla siebie tę rolę. Niósł go silniejszy od niego nurt historii. Nie miał dużego wyboru: mógł wstąpić do Armii Andersa lub «na ochotnika» pozostać niewolnikiem w arktycznej Rosji. Żołnierze Armii Andersa byli patriotami, byli zdeterminowani i mieli silną motywację, ale ich rolę, tak jak rolę każdego żołnierza w służbie państwa, określały rządy. O ich losach decydowały imperialne mocarstwa”. Losy te widzi zatem jako tragiczne, tym bardziej, że „w ostateczności poświęcenie żołnierzy nie przyniosło wolności ich własnemu krajowi i nie uwolniło go od okupacji, lecz służyło cudzym interesom i zniewoleniu innych narodów”. Nie po raz pierwszy, można by dodać. Czyż polskim żołnierzom w armii napoleońskiej – by podać jeden z wymowniejszych przykładów – nie przydarzyło się coś podobnego?

2.    Martyrologia

Opowieść reporterki zaczyna się w sposób znamienny, wiele mówiący o jej podejściu: „To jest książka o Palestynie. To jest także książka o okupacji. O tym, czym jest okupacja w oczach okupowanych. O solidarności i odpowiedzialności. O walce z wojną i okupacją. I o interesach, które dzielą i niszczą to, co w nas jest i mogłoby być najlepsze”. Podpalić Gazę to połączenie reportażu uczestniczącego – a raczej należałoby powiedzieć: zaangażowanego – z fragmentami innych dyskursów: publicystycznego, politycznego, socjologicznego, ekonomicznego etc. Kluczowe jest tu stwierdzenie: „To jest książka o tym, czym jest okupacja w oczach okupowanych”. Oczy te są także oczami autorki, która zdaje się całkowicie przyjmować perspektywę okupowanych Palestyńczyków. Staje po prostu po jednej stronie konfliktu przeciw drugiej.

Książkę jej wypełniają głównie relacje o martyrologii narodu Palestyńskiego: „Ludzie czują się wykorzenieni. Ataki izraelskie dosłownie oderwały ich od korzeni. Wysadziły pod niebo domy, drzewa, zwierzęta i ludzi. Ci zaś, którzy uniknęli tego fizycznego wykorzeniania, stali się psychicznie wykorzenieni, złamani i zagubieni”. Pracując z karetkami palestyńskiego Czerwonego Krzyża w Dżabaliji, Bajt Hanun i Bajt Lahiji, autorka była świadkiem wielu upiornych sytuacji i wysłuchała wielu makabrycznych opowieści: „Zastali ciała zmiażdżone przez czołgi, których nie można było zidentyfikować, i dziewczynkę, tę, o której tyle mówiono, na wpół pożartą przez psy, małą szahidkę Abu Halimę. Pozostawili ją, aby umarła, i rozszarpały ją psy. Zdaniem ratowników miała półtora roku. W oczach każdego, kto widział, gdy ją przewożono do szpitala Kamal Udwan, widok jej ciała był szczytem potworności”. Przytacza też historię o tym, jak trzymała w ambulansie głowę rannego Palestyńczyka: „Chyba ma pękniętą czaszkę, czuję, jak jej części trą o siebie”.

Sytuacja Palestyńczyków przedstawiona jest jako rozpaczliwa, a oni sami złamani i pozbawieni nadziei, choć zdeterminowani pozostać u siebie. Nie mają po prostu innego miejsca na ziemi. Jeden z jej rozmówców wyznaje: „Będę umierał nieszczęśliwy. Nic nie pozostanie z mojego życia ani z mojej pracy. Nie udało mi się stworzyć nic trwałego dla mojej rodziny. Odebrano mi to, co wypracowałem. Ale to jest nadal moja ziemia i nadal tu jestem”.

Dla wzmocnienia wrażenia reporterka przytacza wiele skrupulatnych wyliczeń, takich jak to, dotyczące operacji Płynny Ołów: „27 grudnia: 14 zabitych, 52 rannych; 28 grudnia: 6 zabitych, 22 rannych; 29 grudnia: 5 zabitych, 11 rannych; 30 grudnia: 2 zabitych, 11 rannych; 31 grudnia: 3 zabitych, 3 rannych” etc. Najbardziej wymowne jest chyba podsumowanie liczby ofiar śmiertelnych po obu stronach: zabici Palestyńczycy – 1409, zabici Izraelczycy – 13. Liczby te mówią same za siebie. Przewaga armii izraelskiej rzeczywiście nie podlegała żadnej dyskusji. Dlatego Jasiewicz nie waha się mówić o zbrodniach wojennych, a nawet zbrodniach przeciwko ludzkości i czystkach etnicznych: „Książka ta jest jedną z tysiąca cegiełek składających się na piramidę świadectw izraelskich zbrodni wojennych i zbrodni przeciw ludzkości popełnianych podczas ciągłych czystek etnicznych i okupacji Palestyny”. Wielokrotnie też wspomina o „izraelskim apartheidzie”.

Ostrze jej słów wymierzone jest także przeciwko Stanom Zjednoczonym i Unii Europejskiej jako „popleczników” Izraela: „Izrael popełnia swoje zbrodnie w zmowie ze stanami Zjednoczonymi i Unią Europejską, które stale zapewniają mu wsparcie wojskowe, ekonomiczne i polityczne”. Z taką samą krytyką spotyka się Polska, określana jako „ambasador Izraela w Europie”: „Intencją i polityką polskiej klasy rządzącej jest nie tylko przymierze, ale również utożsamienie się z państwem, które odkąd tylko pojawiło się na świecie, łamie prawo międzynarodowe i jest oskarżane o popełnienie zbrodni przeciw ludzkości”. Dlatego „Polska dobrze by zrobiła, gdyby nie brała przykładu z Izraela, który opiera przemysł na okupacji oraz apartheidzie i napędza gospodarkę, uzależniając ją od sektorów obronności i bezpieczeństwa wewnętrznego”.

Mocne słowa, ale książka z zamierzenia taka właśnie miała być: „ostra”, „mocna w wymowie”, zdecydowanie „zaangażowana politycznie”, a przez to „bardziej użyteczna”, o czym wspomina wprost w Podziękowaniach. Wielu reporterom takie nastawienie zapewne wyda się nie do przyjęcia, ale – jak wspomniałem – książka ta nie jest typowym reportażem. Określiłbym ją raczej jako tekst interwencyjny.

3. Nasza sprawa

Autorka nie ogranicza się do przytaczania argumentów dokumentujących niegodziwości Izraelczyków, jawną niesprawiedliwość i gwałcenie międzynarodowych praw, praw człowieka w szczególności. Podaje też remedium na odmianę tego stanu rzeczy, wielokrotnie uświadamiając czytelnikom, iż sprawa Palestyńczyków jest „naszą sprawą”. To kluczowe pojęcie etycznego i politycznego wymiaru jej książki, które pojawia się w niej wielokrotnie: „Dziś okupacja Palestyny nie jest sprawą cudzą”; „Okupacja Palestyny jest naszą sprawą”; „Wmawia się nam, że to sprawa kogoś innego. Że to nie nasz problem, że nie mamy prawa się mieszać. A to jest nasz problem. Każda wojna, okupacja i kolonizacja powinna być naszym problemem. Mamy obowiązek im się przeciwstawiać”.

Ten sprzeciw ma być nie tylko moralnym obowiązkiem każdego z nas, ale i skutecznym sposobem zwyciężenie „zła”: „Któż osądzi izraelskie wojska okupacyjne i ich przywódców, wojskowych i politycznych, którzy tu, w Gazie, popełniają kolejne zbrodnie wojenne? To musimy być my. Nasze sumienie i poczucie ludzkiej godności powinno osąd przekształcić w działanie”. O jakie działanie chodzi? Dziennikarka wzywa ni mniej, ni więcej do Trzeciej Intifady, realizowanej środkami pokojowymi, ale konkretnymi i stanowczymi: „Ta intifada solidarności powinna wykroczyć poza demonstracje. Poprzez działanie bezpośrednie trzeba wprowadzić w życie kampanię Bojkot, Wycofanie Inwestycji, Sankcje, którą w 2005 roku zainicjowało ponad sto siedemdziesiąt oddolnych organizacji palestyńskich. Ich wezwanie nagłośnić w skali międzynarodowej, za cel obierając korporacje i instytucje umożliwiające Izraelowi gwałcenie prawa międzynarodowego i niszczenie ludzkiego życia”. Dość zatem demonstracji i wyrazów ubolewania, czas na konkretne, skuteczne działanie.

„Jesteśmy także twórcami świata społecznego – powiada psycholog społeczny David G. Myers. – Ponosimy odpowiedzialność za istnienie zła, gdy uczestniczymy w grupie, gdzie ono króluje”. Największą grupą, w której „króluje zło”, jest cała ludzkość. W tym sensie autorka ma niewątpliwie rację. Niesprzeciwianie się „złu” jest równoznaczne z przyczynianiem się do jego reprodukcji: „Chodzi jednak również o to, o czym mówi brytyjski pisarz i filozof John Holloway, mając na myśli koniec kapitalizmu: przezwyciężenie kapitalizmu, podobnie jak okupacji i apartheidu, nie polega na jego zniszczeniu, obaleniu czy przekroczeniu, lecz na opieraniu się jego reprodukcji przez nas samych – na tym, że w naszym życiu codziennym możemy powstrzymać reprodukcję izraelskiego apartheidu i okupacji. Na tym, że możemy powstrzymać ją, nie produkując jej i nie utrwalając indywidualnie i zbiorowo”.

4. Stronniczość

Psychologowie społeczni – a także uczeni innych dziedzin – mówią jednak także o takich nieświadomych mechanizmach jak stronniczość na rzecz grupy, postrzeganie lustrzane czy perspektywa zbiorowa (w przeciwieństwie do kulturowej, ogólnoludzkiej). Rzecz jasna, nie jesteśmy w stanie przekroczyć wszystkich naszych ograniczeń i zidentyfikować wszystkie automatyzmy psychiczne, którym bezwiednie ulegamy. Każdy z nas jest nieuchronnie stronniczy. Chodzi jednak o to, aby usiłować przekraczać swoje ograniczenia i postrzegać rzeczywistość z jak najszerszej perspektywy. Dostrzegać nie tylko tendencyjność i wady innych ludzi, ale i swoje własne.

 Tymczasem autorka przyjmuje punkt widzenia jednej grupy i z tego punktu ocenia innych. Dlatego bohaterowie jej opowieści są tak jednowymiarowi. Dotyczy to zwłaszcza Izraelczyków, których źródłowe motywacje i przekonania w ogóle nie są brane pod uwagę. Zupełnie jakby istnieli wyłącznie po to, aby prześladować Palestyńczyków. Widać to na przykład w opisie domniemanych uczuć żołnierza izraelskiego: „Siedział na tym wzgórzu w czołgu lub transporterze opancerzonym, ta szeroka panorama pulsujących i walczących osiedli ludzkich nie wywołała prawie żadnych ludzkich uczuć. On trzymał palec na spuście i strzelał, strzelał, strzelał. To ten punkt widokowy porusza najbardziej. Ciemięzca, który był jednocześnie świadkiem, utracił tutaj uczucia ludzkie i widział stąd coś tak radykalnie odmiennego od tego, co widzieliby ludzie mieszkający w Gazie i wszyscy ci, którzy rozumieją tę walkę lub przynajmniej szanują wspólne człowieczeństwo, gdyby znaleźli się w tym miejscu”. Przyznam, że ten fragment mnie nie przekonuje. W ogóle nie wyobrażam sobie człowieka wyzbytego „ludzkich uczuć” (jakiekolwiek by one nie były). I nie sądzę, aby izraelscy żołnierze nie przeżywali absolutnie żadnych rozterek moralnych. Z innych źródeł wiem, że często bywało i bywa zgoła inaczej. I w ogóle rzeczywistość wydaje się o wiele bardziej skomplikowana niż to przedstawia dziennikarka. Jej obraz jest nazbyt czarno-biały, schematyczny, uproszczony.

Świat nie dzieli się na „dobrych” i „złych” – choć są tacy, którzy wyrządzają więcej zła od innych – lecz na grupy ludzi postrzegających siebie samych i innych w różny, sprzeczny ze sobą sposób. Wszyscy mamy skłonność do postrzegania siebie jako dobrych, niewinnych i krzywdzonych – choć niektórzy, na przykład Palestyńczycy, są bez wątpienia bardziej krzywdzeni od innych. Książka Jasiewicz jest bezcennym świadectwem tych krzywd i dobrze, że takie świadectwa powstają. Szkoda jednak, że jej relacja jest tak jednostronna. Ale czy rzeczywiście słuszniej jest pozostawać bezstronnym, bezskutecznie nawoływać do pokoju i wyrażać współczucie niż angażować się całym sobą w walkę po stronie tych, których uważa się za bezlitośnie ciemiężonych?

Grzegorz Tomicki

Ewa Jasiewicz, Podpalić Gazę, przeł. K. Bielińska, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2011

Pierwodruk: „Twórczość” 1/2015




Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *