Marek K.E. Baczewski: Wejdź do mnie

Informacje szczegółowe

Autor: Marek K.E. Baczewski
Tytuł: Wejdź do mnie
Wydawca: Dom Literatury w Łodzi, Stowarzyszenie Pisarzy Polskich Oddział w Łodzi,
Miejsce i data wydania: Łódź 2017
Stron: 70
ISBN: 9788362733644
„Twórczość” 4/2019

Wejdź do mnie, czyli gdzie?

Cuda istnieją. Z czytelniczego impasu, w jaki bezwładnie popadłem jakiś czas temu, wybawiła mnie nagle niepozorna na oko książeczka Marka K.E. Baczewskiego Wejdź do mnie. Wszedłem, rozejrzałem się, z lekka oniemiałem i poczułem wielką ulgę. Nareszcie ktoś pisze podobnie jak ja – obawiam się tylko, że dużo lepiej. Mocna, bezwzględna, bezlitosna rzecz. I prawdziwa. Nie z tych, co to owijają w bawełnę byle co albo zgoła nic w nadziei, że coś z tego owijania przypadkowo wyniknie albo na co się złapie krytyka. Ale jak jak się nie ma czego owijać, to można owijać nie tylko do woli, ale i nadaremnie. W literaturze nie ma przypadków. Albo ma się coś ciekawgo do powiedzenia i umie się to powiedzieć, albo nie.

Co do Baczewskiego, to przede wszystkim mu wierzę, a to u ludzi – nie tylko poetów – cenię sobie wyjątkowo. Tym bardziej go cenię, że pisze w tej książce cały czas o miłości. O wszystkim innym także – inaczej co to by była za poezja? – ale o miłości przede wszystkim. Parafrazując z lekka, mógłbym powtórzyć za autorem: „Moją drogą jest niedojrzałość i działanie. No tak, ale miłość? Mój Boże, ja nie wiem, co to jest”. No więc autor może i tego nie wie, ale z jakim wdziękiem! „Mój Boże”, ile ja się w życiu naczytałem wierszy o miłości, które miłości we mnie nie wzbudziły, a czas na jej szukanie lub (w wersji optymistycznej) uprawianie zabierały!

I im dłużej czytałem ten tomik, z tym większym zdziwieniem pytałem sam siebie, jak długo tak można. To znaczy jak długo można to ciągnąć w sposób tak prosty, szczery i dobitny, a jednocześnie oryginalny, wieloznaczny i nadzwyczajnie wręcz poetycki. W sposób bezlitosny, bezwzględny, a jednocześnie liryczny. Tak „przekochiwać” miłość ze strony na stronę. Otóż odpowiedź jest dziecinna prosta: można tak od pierwszej do ostatniej strony, a właściwie bez końca. A robi się to np. tak:

Przekochałem cię do końca, do ostatniej strony,
bestia zapomnienia grzeje szpony w ogniu białych liter.
Królowo paperbacku, księżniczko rozkładu,
errato do zmarszczek, jesteśmy wreszcie sami,
na dwóch różnych półkach, w dwóch katalogach,
w językach dla siebie doskonale obcych.
Jesteśmy przekochani: nic nam już więcej
nie będzie pisane, drukowane, nigdy.

(Kochać/czytać)

Niby trąci papierem, a nie trąci. Trąci na tyle, na ile musi – bez udawania, że to samo życie, a nie nie poezja. Ale test to też samo życie. Rzecz nieprzypadkowo nosi tytuł Kochać/czytać i trochę dalej idzie tak: „Tak trzeba kochać, jak czytać: co popadnie, zawsze, / byle tylko dużo; a potem zabłądzić w jednej literze / i nie mieć już wyjścia, być w kropce, w jednej małej kropce”. Niby za dużo, ale w końcu tylko jedna mała kropka. I kropka.

Albo Punkt widzenia: „Jest w każdym widzeniu niewidzenie czegoś, / ono stwarza świat. Za naszymi plecami / dzieje się historia, nieważne, czy spisana, / czy spiskowa. Na oko trzeba patrzeć / z przymrużeniem oka. Punkt widzenia / jest punktem bez wyjścia. Skończyłem”.

I to mogłaby być piękna puenta tego wiersza. Tak piękna, że można by ją z grzybkami albo i w rodzenkowym sosie podać, jak radził Gombrowicz. Ale autor na tym nie kończy – za co jestem mu wdzięczny – i leci jeszcze bardziej dosadnie i (de)lirycznie: „Wszyscy byli znudzeni nami: nawet Bóg / w przestworzach stroszył wąsy genseka / i ziewał jak wielbłąd. I nie w ludzkiej mocy / to było, mówiłaś. Tak, to prawda. Prawda. / Każda moc jest nieludzka”. O, tak. Każda moc jest nieludzka. I każda prawda także jest nieludzka.

Poeci, którzy odczuwają nieprzepartą potrzebę wykrzyczenia – sobie a muzom i Bogu ducha winnym czytelnikom – swojego bólu, gniewu, strachu, rozczarowania, samotności, załamania, beznadziei etc. często bezwiednie popadają w dyskurs, który niewiele ma wspólnego nie tylko z poezją, ale też z ich autentycznymi emocjami. Po prostu brak im słów na to, co czują. To bywa nawet wzruszające, tyle że niewiele wnosi do poezji i tyleż ma do zaoferowania odbiorcom. Na brak słów stać jest każdego. Na znalezienie słów w takich momentach – tylko nielicznych.

I jednym z nich jest właśnie Baczewski. Ten wie, co mu dolega i jak to odpowiednio, niebanalnie, szczerze i poetycko wysłowić. Jak to wysłowić, aby swoim uczuciom ani nie uwłaczać, ani ich fałszywie nie uwznioślać. Czyli, powiedzmy, tak: „Czy widzisz / tandetę tęczy? A to obok, to miasto. / Czy uwierzysz, / że kiedyś przechodziło tędy / ludzkie pojęcie? Teraz została / tylko autentyczność. Na pociechę / dla pamięci – kopulacja zmysłów. / (…) Dziś, idąc tą ulicą, / doszedłem do wniosku, / że doszedłem do wprawy / w odchodzeniu od zmysłów” (Powidok).

Albo taka – pozornie śmieszna – ironia: „Jak można propagować takie zacofanie / w nowoczesnym świecie? Seks i poezja: dwie rzeczy, / które należy cisnąć na pożarcie historykom. / Dobre zajęcie dla mastodontów” (Mówisz i masz). No więc kilku nas jeszcze – mastodontów – zostało. Baczewski należy, moim zdaniem, do jednych z najbardziej złotoustych. Może też najbardziej niekochanych i nierozumianych – choć skądinąd wielu go ceni.

Nie jestem człowiekiem środowiskowym. Nie tylko literacko. Tak w ogóle. Nie poklepuję po plecach, żeby ktoś mnie poklepał, choć wiem, że „środowisku” i w relacjach społecznych w ogóle jest to praktyka powszechna i powszednia. Dlaczego o tym wspominam? Żeby ktoś sobie czegoś nie pomyślał. Baczewskiego widziałem dwa razy w życiu. Gdyby nie jego wiersze, byłbym tych razów chyba nie pamiętał. Bo na co dzień mówi tak sobie – tylko pisze jak nikt. I to mi się w nim podoba. Bo wielu z tym mówieniem i pisaniem ma akurat na odwrót (mówią na cacy, a piszą na be). Zdaje się, że takich jest nawet większość, dlatego „kochanie/czytanie” poezji tak często bywa rozczarowujące.

Aha, byłbym zapomniał. Wiersz tytułowy z tomu Wejdź do mnie Marka K.E. Baczewskiego składa się z samego – tego właśnie – tytułu. Co do mnie, wchodzę w to. Jakkolwiek to brzmi.

Grzegorz Tomicki

Marek K.E. Baczewski: Wejdź do mnie
Marek K.E. Baczewski
Wejdź do mnie

Inne Lektury logo

Dodaj komentarz